Ostatnie tygodnie obfitują w doniesienia o dużych zakupach sprzętu i uzbrojenia dla polskiej armii. Nie wnikając w szczegóły chciałem zwrócić uwagę na kwestię, moim zdaniem, zasadniczą: czy dzięki tym zakupom staniemy się państwem bezpieczniejszym? Na pozór odpowiedź jest prosta, ale musimy mieć świadomość, że dostawy zakupionego wyposażenia dla wojska to proces rozłożony na wiele lat. A poza tym, wzmocnienie nie jest wystarczającą gwarancją ponieważ sami i tak się nie obronimy przed ewentualną agresją zbrojną, choć być może będziemy mogli się bronić tydzień, dwa dłużej.
Prawda jest bowiem brutalna. Bez skutecznych sojuszy wojskowych z innymi państwami demokracji zachodnich, nie damy rady przeciwstawić się ewentualnej nawale ze Wschodu, czy skąd by nie przyszła. Jesteśmy członkami NATO i ten sojusz formalnie gwarantuje nam pomoc Zachodu w razie zagrożenia. Jednak artykuł 5 traktatu, konstytuującego NATO, nie działa automatycznie. Zachód nim przystąpi do ewentualnej pomocy zbrojnej musi podjąć decyzje na szczeblach politycznych państw członkowskich. No, a z tym może być już różnie. Widzimy to doskonale dziś, gdy kraje zachodnie nieraz wiją się jak węże, udając, że Ukraina nie stała się obiektem napaści ze strony Rosji. Czy takie, nazwijmy to, kunktatorstwo nie wzięłoby góry nad zobowiązaniami traktatowymi, gdyby, nie daj Bóg, spełniły się czarne scenariusze? I czy wówczas, ktoś na Zachodzie znów jak w 1939 r. nie spyta: czy warto umierać za Gdańsk?
Polacy po swoich doświadczeniach mają obowiązek chuchać na zimne. Zakupy dla armii, jeśli służą jej wzmocnieniu i służą rozwojowi polskiego przemysłu zbrojeniowego, to wydatek pożyteczny. Lecz w sytuacji, gdy Rosja jest państwem zbójeckim, nie wystarczający. Potrzebą naszej racji stanu jest ściągnięcie do Polski żołnierzy amerykańskich z bronią atomową. Wówczas ewentualny agresor będzie miał świadomość, że atak na Polskę jest tożsamy z atakiem na całą Europę Zachodnią i USA. W sytuacji, gdy Amerykanie są największą potęgą militarną na świecie, tylko szaleniec porywałby się na takie przedsięwzięcie. Republika Federalna Niemiec i Berlin Zachodni przez całą zimną wojnę były bezpieczne dzięki właśnie armii USA. Dziś, gdy granice NATO przesunęły się na Bug, tam też powinni znaleźć się ci żołnierze.
To, jak sądzę, najważniejsze zadanie na najbliższe lata dla władz państwowych RP, jakie by się nie wyłoniły w wyniku tegorocznych wyborów.
(tekst ukazał się w tygodniku „Niedziela” nr 19 z 2015 r.)