Samochód jest wielką wygodą, to niezaprzeczalny fakt. Możliwość dojazdu wraz z moimi kolegami z pracy samochodem pozwala mi na wstawanie do pracy nieco później, niż w przypadku komunikacji miejskiej, chociaż i nią zdarza mi się podróżować – chociażby na uczelnie. Samochód zatem jest przywilejem, na który w większości swoich globtroterskich przygód nie mogłem sobie pozwolić. O ile z jazdy samochodem czerpiemy ogrom przyjemności i wygody, to jednak przyznaje z całą odpowiedzialnością, że ma zasadniczy dla mnie negatywny wpływ na człowieka – rozleniwia. Samochód nas zamyka i separuje szczelnie od codzienności, która dzieje się tu wśród ludzi, blichtru i rwetesu życia. Jako że nie posiadam auta do tej pory, w poprzednich latach pozostawało mi wybrać autobus lub też zaufać swoim butom i ruszyć w drogę pieszo.
Gdy chodziłem do technikum na piechotę, co zajmowało jakieś pół godziny, nauczyłem się bacznie przyglądać ludziom. Zacząłem wyostrzać swój zmysł obserwacji i doceniać każdy detal tych jednorazowych wędrówek. Po tylu latach takowych wojaży byłem w stanie stwierdzić, kiedy dany człowiek zapali swojego papierosa, który oprze się o semafor i będzie oczekiwać zmiany światła na zielone, która z Pań skręci w lewo, a która w prawo. Wiedziałem dokładnie, którędy iść, aby nie stanąć na czerwonym świetle, chociaż i tak celowo wydłużałem swoją podróż, by móc dłużej obcować z tym światem, z tą codziennością, której arteria znajduje się właśnie tu, wśród ludzi. Przytoczyć tu można zdanie, które mówi nam, że nigdy nie wiadomo kto nas obserwuje, chociaż skoro ja obserwowałem ludzi tak i oni przyglądali się mnie, może z troszkę mniejszym skupieniem swojej uwagi na detale, którymi można mnie wyróżnić z tłumu, ale jednak.
Z takimi podróżami jest zupełnie jak z dojrzewaniem lub jedzeniem. Gdy jesteśmy malutkimi obywatelami tego kraju, naszą głowę zajmuje myśl, by szybko zjeść obiad i wylecieć na dwór do chłopaków i pograć w piłkę. Gdy zaczynamy rozumieć, że posiłek nie jest tylko zapychaniem swojej kichy, a z każdej nałożonej na widelec dawki pokarmu możemy otrzymać nie tylko energię, ale również jakość smaku, stajemy na najlepszej drodze do tego, aby stać się człowiekiem kompletnym – oczywiście jest to moja subiektywna ocena.
Zastanawiam się bardzo nad tym kim jestem i skąd takie a nie inne wartości w moim życiu są przeze mnie eksponowane. Pokolenie o większym stażu jestestwa zapewne pamięta legendarny serial „Daleko od szosy”. Gdy postać pierwszoplanowa Lech Górecki – grana przez Krzysztofa Stroińskiego – wygłasza monolog: Może sie matka kiedy na jakiego kierowce zapatrzyła, bo mnie do samochodów ciągnie – błędy pokazują sens i charakterystykę postaci – mnie osobiście przypomina się monolog, który wygłosiłem dzięki temu serialowi do swojej matki: Może się kiedyś Zojfa na jakiegoś polonistę zapatrzyłaś, bo mnie do uczuć ciągnie. Całkiem niedawno, gdy moja mama spotkała mnie czytającego książkę o drugiej w nocy, przyznała, że swego czasu w młodości czytała trzy książki naraz. Może stąd to podejście?
W minionym tygodniu powróciłem do zajęcia, którego praktykowanie sprawia mi ogrom przyjemności, gdy jestem tak ukształtowany, chodzi o założenie dobrych butów – zacząłem je kupować, gdy zaczęły się moje piesze podróże, bo może w nich daleko zajdę – ustawieniu się na przystanku i oczekiwaniu na przyjazd autobusu. Wśród otaczających mnie zasp poczucie tej chwili, gdy mroźne powietrze zamyka mnie w moim kapturze, okazało się na tyle ekscytujące, że taniec na lodowym chodniku odgrywałem z dużą gracją – być może jest to zasługą tego, że grałem w hokeja – stałem się najszczęśliwszym człowiekiem tego poranka.
Taka podróż, w której ustawiony jestem w szeregu szarych ludzi, którzy w swoim życiu niestety nie dorobili się przywileju samochodowego jest zajęciem bardzo inspirującym do pokory przed życiem. Gdy w słuchawkach po oparciu się o barierkę zaczął przygrywać Frank Sinatra i jego nieśmiertelny „New York”, zacząłem doceniać własne słabości do uczuć i obserwacji. Poczułem, że nie jestem nikim wyjątkowym, że pracując i studiując nie jestem bohaterem, a zgrywanie Dartaniana nie jest mi pisane. Poczułem się zupełnie oddalony od przywilejów tego życia, jakimi są dobra materialne, wygody i ich potencjalne koszta, a jedyną radością tej chwili był fakt, że obcując z tą grupką ludzi, którzy wysiadali i wsiadali na każdym przystanku, byłem zupełnie nagi, taki naturalny na scenerii, którą jest życie.
Po pół godzinnej podróży autobusem, po wizycie u dentysty, który stwierdził, że jestem stomatologicznie zadbany, a mój strach przed ewentualnym borowankiem ze mnie zszedł, postanowiłem w poczuciu mentalnego orgazmu udać się do domu pieszo, co zajęło mi ponad godzinę. Podczas tego czasu szedłem chodnikami Lublina, przechodziłem przez ruchliwe ulice i cierpliwie czekałem na zieloną istotę na semaforze, który zdawał się krzyczeć: Let’s go! Ślizgałem się wraz z ludźmi na oblodzonych przejściach i zastanawiałem, czy nie przewrócić się celowo i sprawić komuś odrobinę radości tego dnia. Wyprzedzałem powolnych spacerowiczów i dawałem się wyprzedzać komuś bardziej pędzącemu w swoim kierunku, oczekiwałem na skręcające samochody w moją stronę i machnięciem ręki dziękowałem im za ustąpienie pierwszeństwa. Częstowałem się tym co los mi proponuje żyjąc w tym mieście i częstowałem ludzi dookoła tym, że jestem szczęśliwy będąc w centrum tego miejsca. Zaczepiałem ludzi i grając przyjezdnego spod lubelskiej wsi studenta wypytywałem o dotarcie do danego miejsca czerpiąc przyjemność z przypadkowej rozmowy.
Trzeba przyznać, że wena nie przychodzi, natchnienie jest ulotne i trzeba je stale podkręcać, aby trzymało nas w napięciu, by móc czerpać z każdego kawałka codzienności coś bardzo kalorycznego. Okłamałbym siebie, gdybym takiego tekstu nie napisał, ale radość i potencjał w tej chwili jest na tyle wielki, że zaspokoiłem swoje najnaturalniejsze potrzeby, by zacząć kolejny tydzień.
cialis sales online usa paypalcialis sicuro Buy Cialis online xcialis20mg.com
tadacip vs cialisbrand cialis online usa cheap cialis xcialis20mg.com