Christine Wallner napisała powieść przygodową – z legendarną górą kontynentu afrykańskiego Kilimandżaro w tle. Tytuł „Mama Alama – Biała Uzdrowicielka”sugeruje, że pisarka posiadła tajemną wiedzę od Afrykańczyków i podzieli się z nią na kartach książki. Na czym polega zatem, fenomen jej recept?
Wallner opisuje swój proces samouleczenia się i odnajdywania sensu życia w aktywności oraz pokonywaniu przeszkód. Najpierw walczy o zdrowie, bo jako dziewczyna jest śmiertelnie chora, później walczy o pozycję w wiedeńskim High Society i zdobywa ją jako prawniczka, i żona ustosunkowanego męża. Rodzi dzieci, prowadzi dom, podróżuje. Bez miłości. Stwierdza, że kariera, pozycja, rodzina to nie jest sens jej życia i rusza na misję do Afryki leczyć i cywilizować. Mając 40 lat kończy drugie studia, tym razem medyczne, romansuje, rozwodzi się, prowadzi działalność charytatywną, w wieku 60 lat zakochuje się w Mangushy, rodowitym mieszkańcu wioski z widokiem na Kilimandżaro, bo tam właśnie leczy tubylców. Śpi pod namiotem, kocha się przy ognisku, chodzi nocą po buszu i cały czas pyta o sens życia. Wszytko to opisuje błyskotliwą narracją w konwencji pamiętnikarskiej.
Książka jest w moim ulubionym formacie, 250 stron, miękkie okładki oraz dobre zakończenie. Oprócz mocnej motywacji do życia niesie ważne treści poznawcze. Panoramiczne zestawienia europejskiej stabilizacji i afrykańskiej mentalności. Tamtejsze wartości plemienne, choćby pozycję kobiet autorka porównuje z europejską emancypacją. Przedstawia swojego męża Mangushe, który w wieku 60 lat po raz pierwszy widzi europejskie miasto i dziwi się, że pod budynkami są garaże a nie gliniane klepisko. Przedstawia swoją córkę, też zakochaną w Afryce i projekt, który jest sensem ich życia.
W internecie znajdziecie sporo filmów, zobaczycie Christine na werandzie swojego życiowego sukcesu Fundacji Afryka Amini Alama z śnieżną czapą Kilimandżaro w tle. Jednak zanim obejrzycie filmy przeczytajcie opowieść spełnionej białej uzdrowicielki. Być może po lekturze, ktoś zapragnie rzucić wszystko i pojechać kopać studnie w Afryce?
Christina Wallner gra na empatycznym tonie, nie zapomina jednak o sobie i to wydaje się, jest receptą na jej sukces, który z powieści możemy przetransponować na swoje życie. Nie bać się przeciwności, doskonalić się i pomagać. W powieści wezwanie o niesienie pomocy – co wydaje się specjalne ważne, skierowane jest w podświadomość, w pierwotne zakamarki mózgu. Bo przecież z Afryki przyszliśmy do współczesnego świata.
Tęsknotę za łonem matki, czyli za Afryką z jej mentalnością, wartościowaniem, słońcem, ogniem, kolorami, muzyką, zwierzętami, pejzażem – powieść Mama Alama, skutecznie w was obudzi, bo zanim powstało pismo, były opowieści przy wieczornym ognisku, taką też snuje Christina Wallner. Polecam.