Po raz kolejny, w Polsce powiatowej nadchodzi wyjątkowo ciężki czas dla małej lokalnej kultury. Po raz kolejny, bo każde zaognienie debaty politycznej, skutecznie wypiera na plan dalszy pojękiwania, że świetlica, że biblioteka, że teatr, że nie ma.
- Zajmiemy się tym po wyborach, odpowiadają radni, nabuzowani rozmową z politykiem, który właśnie przybył z województwa, stolicy albo nawet z samego EP. Teraz gminni radni, aż się nie chce wierzyć, walczą o sprawy ważniejsze, jak np. o to czyje plakaty, lada chwila zawisną na płotach i na czyje spotkanie przedwyborcze przyjdzie wieś, by decydować o losach państwa a nawet Europy.
Zaklęcia, które przywożą im z odległych krain, emisariusze demokracji, skutecznie zmieniają tradycyjną optykę i radni zamiast troszczyć się o swoje zagony z sałatą i przystanek autobusowy, cierpią z powodu rabunkowej polityki państw sąsiedzkich na Morzu Bałtyckim, analizują mowy pogrzebowe, utożsamiają się albo nie z polityką informacyjną państwa.
Co to wspólnego, ze zlikwidowanym w gminie ośrodkiem kultury? Narracje, że sprawy świata, ważniejsze są od naszej miedzy, zabijają przejawy praktycznego rozsądku.
- Niech pan coś z tym zrobi! Chłopy, chcą zamienić ostatnią świetlicę na lokal z wyszynkiem, „komunie, wesela, pogrzeby”. Sesja niebawem, wiemy już jak będą głosować. Chodzi o to, żeby mogli się zejść i napić – tłumaczą mi kobiety jednej z nadmorskich miejscowości. Z bohatersko śpiewającego przyśpiewki chóru, panowie radni, po prostu wyśmiewają się.
- Wójt większość pieniędzy z promocji przeznacza na festyn w sezonie, na którym sam się promuje. Gotuje zupę, opłaca media, pokazuje się po telewizjach za pieniądze. W jeden wieczór wydaje tyle ile kosztuje utrzymanie wszystkich świetlic w gminie – to głos z innej nadmorskiej miejscowości. Sprawdzam, to prawda – większość pieniędzy z budżetu wydatkowana jest w pasie nadmorskim. Wójt jest przejęty krajową gospodarką, rynkiem turystycznym i układem sił w Sejmie.
Jak o tym pisać, jak zmieniać to co narzuca polityczny spór, jak zmienić optykę z lęku o losy narodu, na troskę o losy wiejskiego chóru? Gdybym pisał tu o zamianie religii smoleńskiej na gdańską, gdybym szafował teoriami spiskowymi i stawiał hipotezy końca Polski pod naporem europejskiej komuny, być może ten artykuł, miałby z kilkadziesiąt tysięcy odsłon i kilkaset odniesień, ale wiejski chór przegrywający potyczkę o świetlicę z wyrwanym z poczucia swojej tradycji, wiejskim żywiołem, nie jest tematem, rozpalającym debatę w telewizyjnym pasmie wieczornym.
Radni przegłosują likwidacyjny wyrok, panie być może jakiś czas będą się jeszcze spotykać po domach, bez opieki muzyka, w końcu zamilkną, pozbawione wsparcia i następców a wójt ugotuje kolejną promocyjną zupę i poczęstuje nią zaproszonych polityków z powiatu, województwa, Polski a może nawet z europarlamentu.
JB