Dziś sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu zajmie się sprawą zatrzymania mnie i Tomasza Gzella, fotoreportera PAP, w nocy z 20 na 21 listopada. Od wydarzeń w siedzibie PKW mija miesiąc, mamy już wyrok uniewinniający (nie zakłóciliśmy „miru”), usłyszeliśmy „przepraszam” z ust minister spraw wewnętrznych, a policja ma przedstawić, jak to ujął wiceszef MSW Grzegorz Karpiński, „zasady współpracy z mediami podczas interwencji policyjnych”. Pięknie.
Te zasady jak dotąd istniały i były respektowane przez obie strony. Coś się zmieniło. Co? No właśnie tego dokładnie nie wiadomo. Policja i MSW powołują się na wyrok sądu, który stwierdził w ustnym uzasadnianiu (na pisemne wciąż czekamy), iż nasze zatrzymanie było efektem „pewnego nieporozumienia, jakie wynikło w trakcie akcji, która wiadomo, że jest dynamiczna i bardzo nerwowa”. Jak bardzo „nerwowa” była to akcja można przekonać się na nagraniu zarejestrowanym przez naszego operatora Tomka Orzechowskiego. Widać, że pokazywałem policjantom legitymację dziennikarską, jednak sąd dał wiarę zeznaniom funkcjonariuszy, którzy tego faktu „nie pamiętają”.
MSW i policja, ustami rzecznika KGP Mariusza Sokołowskiego, powołują się teraz na słowa sędziego Łukasza Mrozka o „przykrym nieporozumieniu”. Jednak wiceszef MSW Grzegorz Karpiński, odpowiadając w sejmie na pytania posłów Jana Dziedziczaka i Jarosława Zielińskiego, był łaskaw stwierdzić dwie sprzeczne ze sobą rzeczy. Otóż jego zdaniem „sąd nie dostrzegł intencjonalnego elementu w działaniach funkcjonariuszy” (czyli zatrzymali niechcący), ale JEDNOCZEŚNIE „dwie zatrzymane osoby nie podporządkowały się wezwaniom policji” – czego efektem było zatrzymanie właśnie. Jak to pogodzić? Logika podpowiada, że się nie da, ale może dowiemy się czegoś więcej na dzisiejszym posiedzeniu komisji kultury…
Przypomnę jeszcze, że insp. Mariusz Sokołowski 27 listopada podczas posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. obrony wolności słowa powiedział: „powodem zatrzymania Pawlickiego był fakt, iż nie stosował się on do kilkukrotnego żądania opuszczenia budynku PKW (…). Ponadto utrudniał policjantom przeprowadzenie interwencji w sali PKW w ten sposób, że w trakcie wyprowadzania osób podchodził do policjantów i przysuwał im mikrofon do twarzy, żądając udzielenia odpowiedzi na swoje pytania, jednocześnie w ten sposób zastawiał drogę policjantom, którzy wykonywali czynności wyprowadzania osób zatrzymanych.” Rzecznik Komendy Głównej Policji cytował słowo w słowo policyjny dokument, nie mówił tego wszystkiego z głowy.
Więc jak? Zatrzymanie było efektem mojego świadomego i bezczelnego „przysuwania mikrofonu do twarzy” czy też „przykrym nieporozumieniem”?