Konferencja – główny cel mojej kilkudniowej podróży – stała pod znakiem równoległej debaty na temat likwidacji w Ukrainie kierunku „cybernetyka ekonomiczna”. Okazuje się, że w marcu jakaś urzędniczka decyzją dość niskiej rangi zdecydowała, że nie jest to kierunek przyszłościowy, powołała się ponoć przy tym na to, że na tzw. zachodzie nikt już się cybernetyką ekonomiczną nie zajmuje, co jest co najmniej nieprawdą, więc chodzi zdaje się o coś innego.
Nie mój cyrk, ale przyznaję rację tym, którzy nauczają, jak za pomocą metod ogólnie znanych jako matematyczne sterować sprawami gospodarczymi. Ich interes jest dość oczywisty: zachować katedry i plany zajęć, ale też stoi za nimi argument, w postaci dobrych karier absolwentów tego kierunku.
Moja pamięć zachowała dawną strukturę wydziału Finansów i Statystyki w SGPiS (dziś SGH): na tym wydziale był kierunek Planowania Gospodarczego i ten drugi: Cybernetyki Ekonomicznej i Ekonometrii. Ja sam bawiłem się w ekonometrię, a „cybernetycy” byli moimi dobrymi sąsiadami, również w akademiku.
Tyle o polityce.
Dość niespodziewanie dla mnie byłem drugim referentem na konferencji, tuż po tym, jak „odesita” pracujący na Universytecie Ben Guriona (University of the Negev) opisywał badania nad twórczym myśleniem człowieka. Czegóż to nie wymyślą matematycy-filozofowie!
Pora uchylić rąbka mojego konceptu.
Twierdzę otóż, że ekonomia światowa (nauka o gospodarowaniu i gospodarce) poszła w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat (patrz: nobliści) zdecydowanie jednokierunkowo, w kierunku modeli matematycznych, w których jest miejsca coraz więcej dla mierzalnych czynników, a coraz mniej dla Człowieka, który wszak jest – poprzez swoje potrzeby – motorem gospodarki i jej soczystą treścią. Czynnik ludzki w matematyczno-statystycznych modelach staje się niejako niepożądany, bo najmniej poddaje się prostym, „inżynierskim” zabiegom, wzorom, algorytmom, procedurom, wyliczeniom. W ślad za marginalizującymi człowieka modelami – idą działania decydentów, dla których przeciez pracują ekonometrycy.
O tym, że jestem rozumiany przez słuchaczy, świadczył choćby odruch jednego z profesorów, który w pewnym momencie mojego referatu „wyrwał” się z „efektem motyla” (obrazowy element teorii chaosu). Rzeczywiście: dzielę dorobek ekonomii na „sprężynowy” (wszystko zależy od wszystkiego, działanie w którymkolwiek miejscu budzi powiązane reakcje wszędzie w innych miejscach) i „plastelinowy” (każde działanie gospodarcze można porównać do gasnącej fali, co oznacza, że jego skutki są „lokalne” w czasie i przestrzeni, nawet jeśli – jak podatek – obliczone jest na działanie powszechne i identyczne co do efektu w każdym zakątku gospodarki).
Matematyka jest wygodnym i skutecznym narzędziem analiz gospodarczych, tyle że budzi oczywisty „odruch sprężynowy” u każdego, kto korzysta z tych analiz. W ten sposób wypiera z przestrzeni zainteresowań ekonomicznych i menedżerskich to, co ludzkie i społeczne, bo wymagałoby to odrębnych, nie „inżynieryjnych” badań nad „siłą roboczą”, „kapitałem ludzkim” (cóż za obrzydliwe pojęcia), wymagałoby przywrócenia ekonomii statusu „nauki społecznej”.
Na pytanie któregoś ze studentów, co robić – podałem receptę w postaci odwrócenia paradygmatów: nie zysk, nie kapitał, nie produkt globalny, nie rentowność, nie „zwrot inwestycji” – ale ZASPOKOJENIE jako podstawowa kategoria badawcza ekonomii. Konkretnie: trzy obszary tego zaspokojenia: prokreacja, metabolizm i biopolityka. Zarówno jednostka, jak też jej konstelacje (rodzina, sąsiedztwo, wspólnota, samorząd, firma) działają na skutek potrzeby pojawiającej się (rytmicznie albo okazyjnie) i w rozmaity sposób, nie zawsze „wprost ku”, owe potrzeby zaspokajają gospodarując. Wtedy – przyjąwszy taki punkt wyjścia – ekonometrycy modelujący rzeczywistość mniej będą zajęci mechanizmami „sprężynowymi”, które właściwie oznaczają zacieśniający się reżim monopolizujący przedsiębiorczość i sprowadzają zarządzanie gospodarcze do „odsysania” ludzkich starań dla mnożenia budżetów – a bardziej przejmą się tym, co stanowi esencję gospodarowania, czyli ludzkie potrzeby i równie ludzkie sposoby ich zaspokajania. Mniej będzie się stawiać na sprężynową, dynamiczną ekonomię agregatów (i takąż statystykę), a więcej na statystykę opisową, na dekoncentrację gospodarki (czytaj: samorządność), na rachunki różniczkowe funkcji nieregularnych.
Sięgnąłem w wykładzie po dwustuletnią dyskusję z obszaru fizyki: najpierw (1914) Laplace wskazał na „demona”, czyli możliwość, iż jeśli poznamy wszystkie cząstki elementarne i wszystkie wzajemne ich zależności – to wszystko co było, jest i będzie – przestanie być tajemnicą. Potem, w roku 1929, P. Dirac otwarcie i butnie zauważył, ze niemal cała fizyka i cała chemia są już właśnie pod działaniem owego demona. Na szczęście pojawił się Heisenberg ze swoją „plastelinową” zasadą nieoznaczoności, a potem poszukiwania cząstek elementarnych pokazały, jak niejednorodna i nieodgadniona jest materia – i towarzystwo wróciło do badań „lokalnych” (patrz: CERN i prace nad „boską cząstką” czy nie-materią).
W ekonomii potrzeba podobnego otrzeźwienia.
Pozostałe referaty krążyły wokół spraw „sprężynowych”. Przytaczano jednak moje rozróżnienie między „sprężynowością” a „plastelinowością”, również w czasie wolnym, kiedyśmy oddawali się przyjemnościom morsko-plażowym i podczas biesiady wieczornej. Znaczy: naruszyłem głaz, zasiałem ziarno, będziemy dalej działać, zwłaszcza że dostałem poważne propozycje dalszej współpracy. W takich chwilach żałuje się, że się nie poszło przez życie drogą akademicką.
* * *
Plaże w Odessie i okolicach są łakomym kąskiem dla inwestorów. W telewizji miejscowej non-stop mowa o skandalach w postaci zagarniania plaz przez budowniczych nowych obiektów dla „drogich” gości.
Kąpałem się „z widokiem na wysokosciowce”, których wyrosło wokół odeskiej plazy całe mrowie. Sama plaża – niegdys dostępna szeroko dla wszystkich – teraz jest zabudowana podobnymi, nieźle płatnymi instalacjami klasy „lux”, a szerokiej publiczności i plażowym kotom pozostały spłachetki. Nikt nie ma pojęcia, co się tu będzie działo w sezonie, ale już teraz widać, że „zwykły” turysta jest tu plażowym pariasem.
Dziś czeka mnie jeszcze wycieczka po „kryminalnej Odessie”. Już się oblizuję