W pewnym momencie rozpoczęłam opisywanie mojej drogi edukacyjno -zawodowej do miejsca w którym obecnie się znajduje. Pewnie dojechałabym do tych tematów w innym terminie ale niechcący przeczytałam wpis blogerki Katarzyny P. Z zdjęcia patrzy na mnie atrakcyjna blondynka z lekką kaczuszką na ustach. Początkowo, wpis o młodych, zdolnych kreatywnych i nie po studiach bardzo mi się podobał. Owa autorka swojego zawodu nauczyła się z „książek w bibliotekach i empiku”. Myślę sobie: „o jak cudownie”. Osobiście, znam kilka osób, najczęściej związanych z branżą kreatywną, którzy pracują i są cenieni na rynku, a brak wykształcenia wyższego w żaden sposób nie przeszkadza im w komercyjnej pracy.
Moja euforia prysła jak bańka mydlana w przedostatnim akapicie:
„Jeśli studiujesz, masz gówniane pojecie o tym czego się uczysz, od staży wolisz imprezy na koszt rodziców, pewnie nie będzie dla ciebie pracy, takiej jaką obiecuje ci dziekan, taką do której rościsz sobie prawo. Dla takich ludzi nie ma pracy, nie tylko w Polsce.”
Cytując za moją Oleńką myślę sobie KUERWA mać. Drugie studia na Uniwersytecie Warszawskim wybrałam sobie z pełną świadomością tego czego chce od życia. Z ręką na sercu mogę przyznać, że bez moich profesorów ciężko byłoby dokonać takiego progresu jaki obserwuję u siebie. Właściwi, mądrzy ludzie pomogli mi kształtować mój charakter, światopogląd, przedstawili wiedzę niedostępną w książkach w Empiku, dzielili się własnymi doświadczeniami, nieksiążkowymi anegdotami i fachową literaturą pisaną przez cenionych specjalistów w swoich dziedzinach ( mam tu na myśli wykładowców z SPAF’u i UW).
Powiem Wam, że w drugiej kolejności zrobiło mi się dziwnie, myślę sobie, jak osoba której pozbyły się trzy uczelnie może wiedzieć, co dają studia?
Nie lubię ignorantów. Wracam do nauki, przede mną egzamin z historii sztuki nowożytnej polskiej