W naszej zdewastowanej przestrzeni wspólnej wycina się nie tylko drzewa.
Wycina się też zwykłe, przytomne myślenie i kojarzenie faktów.
Czy ktoś jeszcze pamięta, że wszyscy mieszkańcy dzielnicy to wspólnota samorządowa?
Która wybiera swoje organy: radnych, którzy tworzą radę i wybierają zarząd, powołujący z kolei różne ważne urzędy.
Po to, żeby gospodarowały terenem gminy w imieniu wspólnoty
Teoretycznie – ustawa o samorządzie powstała po to, żeby mieszkańcy gmin wiedzieli według jakich zasad organy gminy mają dbać o dobro wspólne.
Teoretycznie – zadaniem własnym gminy jest dbanie o ład przestrzenny.
Nie jest dbaniem o ład przestrzenny wycięcie szpaleru drzew na ulicy.
Ponieważ burzy to ład przestrzenny.
O który wcześniej nie zadbano – na przykład dosadzając drzewa, pomiędzy tymi, co do których można było przewidzieć, że zestarzeją się i rozchorują.
Teoretycznie – wspólnota samorządowa mogłaby pozbyć się organów – radnych, zarządów i urzędów – które nie dbają o dobro wspólne.
Praktycznie – z powodu zdewastowanego przytomnego myślenia i kojarzenia faktów – nie jest to już możliwe.
Nikt tego nawet nie oczekuje.
Teoretycznie – wspólnota samorządowa mogłaby zażądać od swoich organów odszkodowania za dewastację ładu publicznego.
Teoretycznie – sąd mógłby nakazać organom wspólnoty zapłacenie wspólnocie samorządowej finansowego odszkodowania.
Które jednak musiałoby zostać wypłacone w pieniędzy tejże wspólnoty.
W naszej zdewastowanej przestrzeni wspólnej wycina się więc tym sposobem także odpowiedzialność za własne działania.
Zdewastowany lad przestrzenny, zdewastowana wspólnota.