Nie wiem co robiła Maria Dąbrowska dokładnie 3 maja 1928 roku. Ale wydaje się, że wiosna tego roku była decydująca dla powstania „Nocy i dni”. Choć łatwo nie było, zwłaszcza początek tego roku nie zapowiadał sukcesu. I tu cytat z pierwszego rozdziału „Przedwojennych”:
„Oczywiście nie było żadnego Bogumiła. Ani Barbary w żadnym Serbinowie. A nie dość, że ich nie było, to jeszcze nazywać się mieli inaczej: Wadwicze. Na szczęście zostali Niechcicami. [...]
W styczniu Dąbrowska notuje, jak całe przedpołudnie pisze rozdział, bardzo tępo jej idzie, aż ją rozbolała głowa. Po poprzedniej wersji – nie ma śladu. Dwa dni później, w niedzielę, opowiada, jak poprawia kolejną część. Przepisuje ręcznie. Pokazuje kuzynom pierwszy rozdział „Domowych progów” (które później staną się częścią „Nocy i dni”). Podobało im się, co dodaje jej otuchy. Gdyż drżę ciągle wielkim strachem i popadam w ogromne rozterki – notuje. Pięć dni później zapisuje: Sytuacja z moją powieścią o tyle tylko lepsza niż w zeszłym roku, że wtedy kręciłam się na miejscu jak pies za ogonem, a w tym roku czuję, że idę. Jest to jakaś droga, ale dokąd zaprowadzi, czy w ogóle dokądś wiedzie – jeszcze nie wiem.
Cały czas pisuje artykuły i recenzje dla „Wiadomości Literackich”, uczestniczy w życiu środowiska literackiego, spotyka się z pisarzami, filozofami. Pod koniec stycznia
zapisuje, że nie spała w nocy, źle się czuje. Ale ustala już tytuł powieści: na pewno „Domowe progi”. Jeszcze się waha co do nazwiska głównych bohaterów, jeszcze nie wie – Wadwicze czy Niechcice. Zapewne – skończę na Wadwiczach.
Na początku marca przez cały dzień pisze kolejny rozdział, potem notuje: Coraz mniej wiem, ile to jest warte i czy dobrnę do końca. Ale wieczorem zanosi kolejną partię rękopisu do przepisania na maszynie. Trzy dni później, 8 marca 1928, sprawy wydają się jej nagle dużo klarowniejsze: Koncepcja Niechciców coraz wyraźniejsza. Chcę przedstawić w cyklu „Pośród życia i śmierci” rodzinę, która traci wszystkie dobra materialne, a zyskuje pomału duchowe.
Ta klarowność chyba pomaga jej w pisaniu, bo cztery miesiące później notuje, że powieść toczy się z szumem. Pokonałam potwora i wreszcie widzę przed sobą drogę. Oby tylko życia starczyło.
Ale po kolejnych dwóch miesiącach znów ma wątpliwości, widzi błędy i fałsze w powieści. Choruje. Pyta siebie: na co to ja się porwałam i jak ja temu podołam? 4 grudnia 1928, chyba zrezygnowana, notuje w „Dziennikach”, że czyta teraz pamiętniki Ewy Felińskiej, matki biskupa Zygmunta Szczęsnego. I zapisuje takie zdanie:
Otóż wszystko, co w Polsce najbardziej zachwycającego – jest skryte i nieznane.”
I to już koniec cytatu. Jego ostatnie zdanie wydaje mi się bardzo dobrym mottem na trzeciomajowe święto. Stało się też mottem „Przedwojennych”.
https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4915594/przedwojenni-zawsze-byl-jakis-dwor