Kończyła właśnie rok piąty — sierpień się zaczął, pamiętny sierpień 1914 roku.(…) Elegantka była. Pysio białym pudrem mocno przypudrowane i długie białe rękawiczki pończoszki na kończynach strzelistych i pewnych. Zresztą cała złotowłosa. Urodziła się w Czaplach Małych, a potem przeszła do Czapli Wielkich (…) Konie były tam kochane, pieszczone, panieńskie rączki je głaskały — delikatni i sprawni jeźdźcy ujeżdżali. Mocna była, muskularna, wytrzymała i łagodna, choć nie najwyższej klasy.
– tak o niej napisał Jerzy Strzemię-Janowski, wychowany w Strutyniu koło Złoczowa, na dzisiejszej Ukrainie. Sam hodowca koni i wytrawny jeździec, po zniszczeniu majątku w roku 1919, z kresowego ziemianina stał się w warszawskim publicystą.
Zapisałam sobie jakiś czas temu tytuł jego książki: „Karmazyny i żuliki”. Żeby zerknąć do tego tomiku wydanego w roku 1934 w Bibliotece Prenumeratorów „Kurjera Porannego”. Dziś akurat zerknęłam. Nie sądziłam, że będzie tam coś mającego związek z urodzinami Marszałka, ale skoro było – relacjonuję.
Ta elegantka z pysiem białym to chyba najsłynniejsza polska klacz czyli Marszałkowa Kasztanka. Dlaczego była taka ważna? Bo była… koniem. A gdyby nie konie, może i niepodległości by nie było, bo ona nie przyjechała przecież na czołgach, ledwie wtedy w armiach znanych. Były przede wszystkim konie, hodowane umiejętnie w ziemiańskich majątkach. I do jednego z takich majątków – do podkrakowskich Czapli Wielkich – w pierwszych dniach sierpnia 1914 zajechał akurat Piłsudski podczas odwrotu I Kadrowej spod Wolbromia, do Krakowa.
Czaple Wielkie należały wtedy do Romerów, starej saskiej rodziny, która w XIII wieku osiadła w Inflantach, a gdy cztery wieki później te zostały zajęte przez Szwedów, przeniosła się na Litwę i służyła I Rzeczpospolitej – jeden z Romerów, generał artylerii, brał nawet udział w wyprawach wojennych Jana III Sobieskiego. Rozproszyli się potem, także po różnych zakątkach Małopolski i Podkarpacia, a byli wśród nich i powstańcy, i legioniści, i duchowni, i dyplomaci, naukowcy (ten słynny atlas Romera!) czy działacze społeczni.
W każdym razie tego lata 1914 roku Eustachy Romer z Czapli Wielkich podarował legionistom kilka koni dla oficerów. I choć Strzemię-Janowski pisze, że Kasztankę zarekwirował dla Legjonów p. Z. Protassewicz, to prawnuk Eustachego Romera, Tytus Bisping, w roku 2016 ostatecznie wyjaśnił, że Kasztanka miała być jednym z sześciu koni przekazanych żołnierzom „kadrówki”” jako dar dla ojczyzny. Może zresztą w ogromnym archiwum Romerów, cudem ocalałym i przekazywanym partiami przez lata Bibliotece Narodowej znajdzie się jakiś dokument opisujący to zdarzenie. Romerowie zbierali ponoć bardzo skrzętnie wszelkie dokumenty i zapiski. Ale i tak, z dokumentem czy bez, pewne jest, że do Kielc – wtedy prowincjonalnego miasta gubernialnego, z którego właśnie ewakuowały się władze carskie – Piłsudski wjechał w połowie sierpnia 1914 już na Kasztance.
Pisano o niej (tak bezosobowo to określam, bo nie znalazłam źródła cytatu ze strony internetowej pewnych zapalonych koniarzy) tak:
Była koniem trudnym, bo nerwowym i strachliwym i być może dlatego w warunkach frontowych, a szczególnie podczas ostrzału artyleryjskiego, przerażona, kleiła się dosłownie do swego jeźdźca, w jego obecności szukając ratunku przed zagrożeniem. Z czasem, doprowadziło to do zachowania Kasztanki bardziej przypominającego zachowanie wiernego psa, niźli konia. Rozczulało to Piłsudskiego i powodowało, że polubił Kasztankę bez mała, jak członka własnej rodziny. Nie miało wtedy znaczenia, że Kasztanka nie była specjalnie uzdolniona ruchowo. Była wierna i nadawała się do przemarszów, a to Piłsudskiemu wystarczało.
On sam zresztą tak wspominał wjazd do Nowego Sącza:
Tym razem wchodziłem do miasta bez poprzedniego ostrzeliwania. Wchodziłem spokojnie, jak za czasów pokoju. Przyjemne to było wejście do miasta — miałem tylko dużo kłopotu ze swoją kasztanką. Wysłałem do Nowego-Sącza naprzód swoich ułanów, sam zaś maszerowałem z piechotą. Belina doniósł mi, że w mieście przygotowują specjalną owację na cześć moją i mego oddziału. Podjeżdżałem do miasta już wieczorem. Kasztanka już na most na Dunajcu, podziurawiony przez wybuchy, kręciła głową, uważając, że jest zanadto niebezpieczny dla jej szanownego istnienia. Za mostem — wjazd do ciemnej ulicy z nieprzyjemnie brzmiącym pod podkowami brukiem powiększył jej przykrości. Z trwogą nastawiła już uszy. Lecz wreszcie rynek. Jasno oświetlony, czarny od tłumu. Gdym się na nim na kasztance ukazał, rozległ się krzyk całego tłumu i padły pociski z kwiatów. Tego już było stanowczo za wiele dla mojej wiejskiej klaczy, zwinęła się pode mną i chciała uciekać od owacji. Nie mało mnie kosztowało, by ją poprostu wepchnąć na rynek. Szła przez szpaler ludzki ostrożnie, nieledwie zatrzymując się co parę chwil. Czułem pod sobą, jak nieszczęśliwe stworzenie szukało ucieczki. Musiałem kasztankę ciągle pchać naprzód, tak, iż po wyjeździe z rynku poznałem i ja, że owacja coś kosztuje. Czułem doskonale, że mam nogi, tak miałem je zmęczone.
Przez trzynaście kolejnych lat, na Kasztance właśnie Piłsudski przyjmował parady i defilady. A potem – w stajniach 7 Pułku Ułanów w Mińsku Mazowieckim – zakończyła swoje końskie życie. Ostatni o niej raport — dodatek do rozkazu pułkowego z listopada 1927 roku – Strzemię-Janowski cytuje dokładnie, można zajrzeć, choć smutny jest bardzo.
A co z Czaplami? Małymi i Wielkimi?
Kazimiera, córka Eustachego Romera, który podarował legionistom konie, poślubiła Ludwika Popiela. Oba dwory przeszły wtedy ręce tej kolejnej starej rodziny (dziś znanej przede wszystkim z powodu bizonów, hodowanych w odzyskanym jakimś cudownym sposobem pałacu w Kurozwękach). W Czaplach Popielowie gospodarzyli do końca II wojny.
I tu nastąpić musi dobrze już znany w tym cyklu zwrot akcji, który tak opisywali w roku 2010 internetowi eksploratorzy:
Po wojnie majątek skonfiskowało państwo, budynek dworu zostaje przeznaczony na mieszkania, od tego czasu postępuje jego stopniowa degradacja. Potomkowie rodzin zamieszkujących niegdyś dwór, przez lata starali się odzyskać obiekt, jednak, jak widać nic z tego nie wyszło. Jedyne co pozostało, to patrzeć aż pozostałości dworu zawalą się, gdyż obecny właściciel czyli gmina Gołcza skutecznie się przyczynia do tego faktu, nie robiąc po prostu nic.
A pani nauczycielka z Czapli Wielkich dopowiada w swoim blogu, że w resztce dworu w Czaplach Wielkich zainstalowano szkołę podstawową i w 2009 roku nawet odnowiono fasadę
W papierach jest za to porządek jak malowanie: ruina po dworze w Czaplach Małych została wpisana do rejestru zabytków w roku 1989, resztka dworu w Czaplach Wielkich – w roku 1993.
A rekonstruktorzy mogą sobie najwyżej pośpiewać legionową piosenkę Kostek- Biernackiego:
Jedzie, jedzie na Kasztance —
siwy strzelca strój —
Hej, hej, Komendancie,
miły Wodzu mój…
xxx
https://pl.wikisource.org/wiki/Karmazyny_i_%C5%BCuliki
https://pl.wikisource.org/wiki/Legionowa,_Pana_Komendanta_Kasztanka
https://pl.wikipedia.org/wiki/Romer
http://stajniatrot.pl/texts/mondre/kasztan.html
https://www.polskieradio.pl/24/289/Artykul/174663,Archiwum-Romerow-przekazane-Bibliotece-Narodowej
http://www.antoranz.net/CURIOSA/ZBIOR3/C0311/11-QZC08074_Pilsudski.HTM
http://anek7.blogspot.com/2011/11/o-najsynniejszej-polskiej-klaczy-ktora.html
Trochę smutnych zdjęć resztek dworu w Czaplach Małych tu:
http://eksploratorzy.com.pl/viewtopic.php?f=74&t=10892