Ta jesień naprawdę do nas idzie. A ja dziś myślę o tym, co w drugiej połowie „swojego” września robili bohaterowie moich ostatnich książek.
Opowieść z „Przedwojennych”, o roku 1939 jest taka: we dworze w Dłużewie nad Świdrem wiedzą już oczywiście, że kontrnatarcie polskiego wojska od strony Lublina, na kto re mieli nadzieje – nie przyjdzie. Wiedzą już, że 17 września sowieckie wojska zajęły część Polski. Zofia Kańska nie wie jeszcze, że jej mąż, major, zginał. Ona ma 39 lat, małego syna i właśnie zanotowała w dzienniku „Jakie to szczęście, że nie pojechałam na Wołyń” – tak jak wielu uciekinierów z Warszawy których od początku wojny karmiła tymi czterystoma – zwykle – porcjami zupy i pieczonym co dzień chlebem, na co dziennie szedł im kilogram soli. Została w wypakowanym do granic możliwości domu, w którym do stołu, niezależnie od uciekinierów idących droga, siadało na trzy zmiany koło 80 osób, które tu znalazły stały, wrześniowy dach nad głową.
Zofia Nałkowska, lat 55 i Pola Gojawiczyńska, lat 43 – dwie wzięte międzywojenne pisarki, których powieści już nawet filmowano, wyruszyły z bombardowanej Warszawy 7 września. Uciekły z bombardowanego pociągu do Lublina i tułały się przez ponad tydzień po leśnych drogach, po wsiach, a teraz trafiają do dworu państwa Dmochowskich w Jeleńcu, kawałek od Dłużewa. W dzienniku Zofia zapisuje: „Dwór stary i ciemnawy, w domu pełno rodziny i trochę obcych. Do stołu zasiada do trzydziestu osób, w kuchni karmi się przechodzących żołnierzy i uchodźców… Na gazonie zołnierze, samochody, aeroplan, na podwórzu grupy ludzi. Wszystko zgłodniałe, ogłupiałe i zmęczone… To jest nowy typ wojny. Nie ma frontu i nie ma tyłów, zewsząd jest niebezpieczeństwo, nie ma gdzie iść, bo to co jest tu, jest wszędzie…”
Koło 20 września uruchamiają w jelenieckim dworze piekarnię, a Nałkowska i Gojawiczyńska ważą chleb koło dworskiej pralni. „Chleb jest czarny, ciężki, gorący, po przekrojeniu bucha para, we drzwiach tłoczą się ludzie, którzy nieraz od paru godzin czekają na te chwilę. Są to jeszcze wciąż uchodźcy, idący zarówno tam, jak i z powrotem, a także już osiadli w tej i pobliskich wsiach w oczekiwaniu na możność powrotu”. Do jakiegoś domu, który, być może jeszcze istnieje.
Długo wyszło, więc o bohaterach książki „Dzień bez Teleranka” i o wrześniu 1980 – jutro.
A zdjęcia tu: https://www.facebook.com/anna.mieszczanek/posts/4956838827664715
https://www.facebook.com/Przedwojenni