Kiedy zaczynało się Powstanie Maria Tarnowska miała 64 lata i stopień porucznika AK. Tak, Powstanie upadło. Tak, były rozmowy o warunkach kapitulacji i ewakuacji cywilów z generałem von dem Bachem. Ale dlaczego 30 września protokolant tych rozmów, porucznik Wermachtu zapisał: „Mieliśmy wrażenie, że to nie Polacy kapitulują, lecz my – przed starą hrabiną”?
1 sierpnia Maria nie doczekała się łączniczki i nie wiedziała do jakiego oddziału ma dołączyć z grupą sanitariuszek z Wojskowej Służby Kobiet, które miały organizować punkty pierwszej pomocy i szpitale polowe. Ich zadaniem było tez zdobywanie żywności, gotowanie na prowizorycznych kuchniach, zdobywanie pościeli dla rannych. Potem, kiedy przestały działać wodociągi – także noszenie wody z ulicznych pomp.
Maria była zastępczynią komendantki WSK, komendantką jej Korpusu Pielęgniarek, przedstawicielką Polskiego Czerwonego Krzyża.
Za sobą miała kursy Czerwonego Krzyża w Wiedniu, ochotniczy udział w I wojnie. Po wojnie bolszewickiej 1920 roku, kiedy była komendantką frontowych oddziałów Polskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża, została Naczelna Siostrą PTCK, szkoliła pielęgniarki. Pierwsza w Polsce odebrała medal Florence Nightingale, przyznawany przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż za odwagę i poświęcenie się chorym, rannym i cywilnym ofiarom wojny.
Kiedy w 1927 roku powstała polska organizacja – PCK – była w jej zarządzie, stworzyła sieć trzystu bezpłatnych wiejskich ośrodków zdrowia – ziemianie dawali budynki i sprzęt, państwo opłacało lekarzy a PCK pielęgniarki. We wrześniu ’39, zgodnie z rozkazami próbowała z Polskim Czerwonym Krzyżem dogonić wojsko idące na wschód, wróciła w końcu do Warszawy. Administracja niemiecka pozwoliła wtedy działać tylko dwóm organizacjom charytatywnym finansowanym głownie z darowizn i składek ziemian – PCK i Radzie Głównej Opiekuńczej. Maria była wiceprezeską PCK, dyrektorką jego głównego szpitala. Przed Powstaniem przeszła jeszcze Szucha, Pawiak.
7 września 1944 pierwszy raz brnęła przez barykady z flagą Polskiego Czerwonego Krzyża, która mogła dać jej ochronę albo i nie. Szła do posterunków niemieckich, żeby wymóc zgodę na wyjście ludności cywilnej jeszcze w czasie walk. Prawie 15 tysięcy kobiet, dzieci i ludzi starszych zdecydowało się wtedy opuścić miasto.
A kiedy już po upadku Powstania trwała ewakuacja, Maria włożyła pod futro kamizelkę uszytą z dwóch ręczników, w której na zlecenie Delegata Rządu na Kraj zaszyto 500 tysięcy dolarów w małych nominałach – wszystkie pieniądze podziemia. Niemcy nie rewidowali jej przy wyjściu z Warszawy.
Potem, już ci z jałtańskiego nadania, wsadzili ją do ubeckiego więzienia – na szczęście na krótko. Ale wszystko co miała – zabrali. Usunęli także z władz PCK.
W domu, w którym się urodziła i wychowała – Milanowie Czetwertyńskich – po wojnie urządziło się liceum i jest tam do dziś.
Tak, to dobrze, bo jest dach i dom wciąż stoi.
Nie, nie wrócił do ostatnich właścicieli.
A Maria, na szczęście – dla nas – napisała wspomnienia. Zatytułowała je „Przyszłość pokaże”. Stamtąd właśnie te dwa zdjęcia: siedmioletniej dziewczynki i 64-letniej kobiety, która delegowana przez generała „Bora” Komorowskiego, prowadzi te rozmowy o kapitulacji.
https://www.facebook.com/anna.mieszczanek/posts/4784867084861891
https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Warsaw_Uprising_-_Capitulation_Talks_with_Rohr.jpg#/media/Plik:Warsaw_Uprising_-_Capitulation_Talks_with_Rohr.jpg