Historie publikowane w tym cyklu stały się zaczątkiem książki, która od wczoraj ma już swoje księgarniane życie. „Przedwojenni. Zawsze był jakiś dwór”. Jedenaście opowieści, które podyktowała… ciekawość. No, bo jak to się właściwie stało, że dziesięć lat przed II wojną Maria Dąbrowska napisała „Noce i dnie”, których ekranizacja, jeszcze w 2015 roku. wygrywała w rankingach z „Potopem”? Jak to się stało, ze Pankiewicz, któremu w wolnej już Polsce powierzono renowację Kaplicy Królewskiej na Wawelu, wcześniej chciał malować jakiś dworski park w Duboi na końcu Polski i dzięki temu mógł oglądać największe europejskie muzea sztuki? No i jak to się stało, że Maria Anna Wydźdźyna – no cóż, tak się wtedy odmieniało nazwiska:)) – córka przemysłowca, Karola Szlenkiera, w tym parku na końcu Polski otworzyła szkołę rolniczą. Dlaczego prawnuczka romantycznej ukochanej Mickiewicza pasjami interesowała się polityką i traktatem wersalskim, a poźniej przywoziła róże Dmowskiemu?
Jak oni wszyscy to robili, że bez esemesów, internetu i pendolino tak żywo uczestniczyli w życiu Europy, byli w ciągłym kontakcie ze sobą i w nieustającej podróży? No i wracali, zawsze wracali do domów, które stanowiły życiowe kotwice, bo tam była ziemia – większe albo mniejsze gospodarstwa rolne z pszenicą, burakami albo lasem. Zarządzali tym, póki im tych domów i ziemi w 1944 roku PKWN nie zabrał, żeby za parę lat stworzyć z tego nieustannie deficytowe PGR-y.
Poza opowieściami o Dąbrowskiej – i jej partnerze, przedwojennym „ober-masonie” Stempowskim, o Pankiewiczu, Szlenkierach, Wydżgach czy Puttkamerowej jest tych opowieści jeszcze kilka. Każda – dla mnie – fascynująca. Może tę fascynację podzielą też Czytelnicy?
p.s. Gdyby ktoś pytał: tak, zręcznie:)) ominęłam 13 odcinek „Powracania ziemian”. Można napisać, że w trakcie 13 odcinka powstawała właśnie ta książka. I teraz może już być czternastka:))
