Powiedzmy, że jest rok 1989, już po 4 czerwca. W jaki sposób mogłaby wtedy brzmieć publiczna wypowiedź byłego ministra do dziennikarki, której nie znosi?
Czy, na przykład, Jerzy Urban, wieloletni rzecznik rządu Jaruzelskiego powiedziałby to, co dziś R. Sikorski? – „Nie, tępa propagandystko. Po prostu wracają wasze łgarstwa”.
Nie powiedziałby tak publicznie. Przez zaciśnięte z wściekłości zęby, nie przeszłaby mu taka fraza. Dziś, byłym ministrom, przechodzi.
Co prawda dzieje się to „w internetach” ale dzięki leniwym pracownikom mediów, którzy lubią używać ctr+c dociera i do nas, tychże mediów użytkowników.
Pracownicy mediów zmieniają je w ściek, nazywając to wolnością mediów. Owszem, każdemu wolno niemal wszystko. Każdy jest też jednak odpowiedzialny za skutki swoich działań. Pracownicy mediów widzą tę odpowiedzialność?
Nie da się zakazać byłym ministrom używania niegodnych fraz.
Czy da się odegnać pracowników mediów od sieci i nakazać im relacjonowanie jakiegoś żywego życia zamiast kopiowania sieciowych fraz, które jeden pan drugiej pani?
Ja wiem. Wydawcy mediów wespół w zespół z właścicielami mediów cieszą się, bo im rośnie sprzedaż czy oglądalność, a te przekładają się na ceny reklam, za które mogą pobrać gotówkę.
No i wiem, oczywiście, że walka polityczna, obowiązkowa manipulacja plus kombinacje służb wszelakich decydują o tym, że skakanie sobie do gardeł „w internetach” rośnie w cenę.
Czy ktoś zdecyduje się przerwać to błędne koło?
Że nie-da-się?
Ale patrzcie: ledwie 30 lat temu to się jeszcze dawało!