Wczorajszy wieczór spędziłem, jak w bajce. Krótko: przestał działać w samochodzie zestaw głośnomówiący.W warsztacie sprawdzili,wszystko było w porządku.Pojechałem więc do serwisu operatora „Huawei”,gdzie opowiedziałem o swoim kłopocie młodemu człowiekowi z bejsbolówką na głowie,z daszkiem z tyłu głowy. Coś tam w telefonie poszperał, powiedział, by po powrocie do domu (bo jechałem tramwajem) wsiąść do samochodu,włączyć jakąś funkcję.Zrobiłem tak,ale dalej nie działał. Cholera mnie brała, w tym nastroju zadzwoniłem do serwisu mojej komórki. Trafiłem na tego samego z tym odwróconym daszkiem, zapytał: „gdzie pan mieszka, proszę o adres”. Byłem przekonany, że robi ze mnie wariata. Podałem jednak ten adres. Usłyszałem „będę za 20 minut”, i tyle.Dochodziła 21-sza, i zjawił się pod moim domem. Co tam jeszcze szperał,to nie wiem, bo się nie znam. Przy okazji dowiedziałem się, że jest Białorusinem, po studiach wyższych (stosunki międzynarodowe), że sam nie wie, kiedy poczuł miłość do elektroniki, laptopów,telefonów,komputerów. Przyjechał do Polski, bo tu więcej możliwości „pan rozumie,tu są światowe firmy, a ja kocham to,co robię”.
Z tego kochania mój zestaw głośnomówiący przemówił.„Gdyby coś się działo, ale nie przypuszczam, proszę dzwonić”. I zniknął, jak jakaś zjawa młody człowiek z daszkiem do tyłu. Rozejrzałem się wokół, żadnych innych duchów