Poznałem ją zanim stała się najulubieńszą spikerką Telewizji Polskiej. Niepozorna blondynka z niebieskimi oczami nie zwracała na sobie uwagi. Setki takich spotykamy na ulicach i idziemy dalej. Pracowała w jakimś biurze, a koledzy wysłali jej zdjęcie na konkurs „Piękne dziewczyny na ekrany.” Nic o tym nie wiedziała do momentu, gdy przyszło zaproszenie z telewizji, a tam w profesjonalny sposób zajęła się nią Irena Dziedzic . Potem amerykańscy spece od telewizji orzekli, że Edyta stanowi fenomen na światową skalę: kamera wydobywa z niej wszystko, co najlepsze – urodę ,łagodne usposobienie, bliskość i tysiąc cech, które uczyniły ją na całe lata najbardziej lubianą twarzą telewizji polskiej.
W 1989 r powróciłem do TVP po prawie 8-letniej rozłące . Czekał na mnie fotel dyrektora generalnego ,a jakimś trafem zaczęły odwiedzać mnie prawie wszystkie ówczesne spikerki . Byłem zdezorientowany, bo nie miały do mnie żadnej konkretnej sprawy, przychodziły, by pogadać. Ponieważ ze spikerek najlepiej znałem Edytę Wojtczak, która zresztą była szefową działu spikerskiego, zaprosiłem ją do siebie.
Spytałem krótko: „Edyta, powiedz mi, o co tu chodzi? Po co one przychodzą? Po co opowiadają mi historie, które mnie średnio interesują?”. A ona spojrzała swoimi błękitnymi oczami i z uśmiechem spytała: „jeszcze do tego nie doszedłeś?”. Wyjaśniła mi, że działa cały mechanizm polegający na tym, że spikerki nie żyją tylko z tego, co im TVP płaci. Dodatkowo są wynajmowane przez różne firmy do prowadzenia koncertów, imprez firmowych i innych eventów poza Telewizją. Z tego płynęła do nich niezła kasa. „Przypomnij sobie, czy te rozmowy nie kręciły się koło tego, że każda z nich najchętniej by występowała w sobotę i niedzielę”. Gdy zwróciła mi na to uwagę, uprzytomniłem sobie, że rzeczywiście, temat pracy w sobotę i niedzielę regularnie się przewijał. Wreszcie zacząłem rozumieć. Według ówczesnych wyników badań oglądalności najwięcej widzów oglądało telewizję w soboty i niedziele, bo nie było takiej kontroferty rozrywkowej jak obecnie. „W weekendy – tłumaczyła mi Edyta – spikerkę ogląda więcej osób i zwiększasię szansa, że to do niej popłyną oferty intratnych zajęć dodatkowych”. Jak Edyta mi otworzyła oczy na tę prostą zależność, która wcześniej mi do głowy nie przyszła, powiedziałem sekretarce, by jak pojawią się koleżanki spikerki, to powiedziała, że nie mam czasu, a jak sprawa jest pilna, to proszę o notatkę na karteczce. Jedno, dwa zdania. A w sprawach zawodowych mają swoją szefową Edytę Wojtczak, z którą powinny omawiać układ dyżurów i inne sprawy.
W telewizjach zginęły już funkcje spikerskie. Teraz nikt nie opowiada „programu na dziś”, o czym będzie najbliższy film czy sztuka teatralna. Wszystko nabrało tempa, jedno łączy się z drugim, etaty spikerek i spikerów stały się zbędne. Ale mimo to wielu ludzi wspomina do dziś „naszą kochaną Edytkę”. Powiem szczerze – też mi jej brakuje. Dziewczyny bez zadęcia, bez wymyślnych strojów czy tatuaży, zachowującej się zawsze ładnie, skupiającej na sobie nasze najlepsze uczucia.