Była ulubienicą najpierw śląskiej, potem telewizyjnej publiczności całej Polski. Uśmiechnięta, dowcipna, zawsze profesjonalna. Krysia zjawiła się w Warszawie trochę nieoczekiwanie, a zbiegło się to z desantem ludzi Edwarda Gierka na stołeczne salony. To porównanie bardzo ją denerwowało, bo w końcu wydała oświadczenie: „Poszłam do Warszawy za mężem, który był przez wiele lat kierownikiem robót górniczych w kopalni Ziemowit. Potem przeniesiono go do Państwowej Rady Górnictwa w Warszawie, gdzie pracował pięć lat. Potem mój mąż wrócił do robót górniczych, budował metro w Warszawie. No i nie zatrudniał mnie Maciej Szczepański, ale ówczesny prezes telewizji Włodzimierz Sokorski. Moje przejście nie miało nic wspólnego z Gierkiem.”
W telewizji spełniała wiele ról. Występowała w bloku rozrywkowym „Studio Gama”, prowadziła festiwale piosenki w Opolu, ale najbardziej oczekiwane były jej występy jako prezenterki. Bo kiedyś był w telewizji taki zwyczaj, że zamiast reklam czy wideoklipów widzowie byli prowadzeni właśnie przez prezenterkę (lub Janka Suzina), która zapowiadała następujące po sobie programy. Tu Krysia osiągnęła mistrzostwo świata. Bo żadnych zapowiedzi nie czytała z kartki, a recytowała z pamięci. Nawet program na cały dzień.
Trzeba przyznać, że nie wszystkim to się podobało. W niektórych domach zakładali się, że ta Loska musi się pomylić, wskazywano nawet w której minucie. Ale, jak wspomniałem, ona była profesjonalistką i niedowiarkom nie dawała szans. Mówiła mi, że lubi patrzeć ludziom prosto w oczy, a nie czytać z kartki.
Rozpisuję się tu o tym, bo w pewnym momencie przestało to się podobać prezesowi Maciejowi Szczepańskiemu. Podejrzewam tylko, ze chodziło w zapowiedziach Krysi o zły przykład dla tow.Gierka, swoje przemówienia dukał z kartki, a nie mówił „z głowy”. Losce zwracano więc uwagę na żądania prezesa, ale ona była nieustępliwa. Bezczelnie dalej patrzyła nam prosto w oczy, aż w końcu dyrektor Stanisław Cześnin prosił ją przed wejściem na wizję, by dla świętego spokoju zerknęła choć raz do kartki. I podobno, choć sam tego nie widziałem, Krysia raz, ale tylko raz uległa prezesowi.
Była miła, serdeczna, nie zadzierała nosa. A nasi piłkarze zauważyli, że po zapowiedziach przez Krysię meczów reprezentacji Polski, zawsze wygrywali! Trener Kazimierz Górski ogłosił to w jakimś wywiadzie i tak już pozostało. Z zapowiedziami, nie zawsze z wynikami spotkań.
I odchodząc z telewizji zostawiła w niej największy skarb – Grażynę Torbicką, córkę.