Kamil DURCZOK
Słabością wielu programów publicystycznych jest opisywanie rzeczywistości z perspektywy mieszkańca Warszawy. W „Listach o gospodarce „ chcieliśmy tego uniknąć szukając tzw. korespondentów terenowych, którzy będą nam sygnalizować, co jest np. z budownictwem mieszkaniowym w Gdańsku, Wrocławiu czy Poznaniu. Andrzej Zaporowski ,śledząc telewizyjne programy regionalne, zwrócił uwagę na materiały o górnictwie autorstwa dziennikarza z Katowic, Kamila Durczoka.
Zaprosiliśmy go do Warszawy, by bliżej się poznać. Szczupłej budowy, sprawiał wrażenie trochę onieśmielonego naszą propozycją współpracy. Widać było, że doskonale orientuje się w realiach śląskich, nawet więcej :ma do nich stosunek nieraz bezkrytyczny. Wszystko jest naj, naj ,naj…Ten jego zapał jakoś mi nie pasował do skromności Kamila, ale pomyślałem sobie, że widać ten tak ma.
Na ogół korespondenci terenowi pracowali na nasze zamówienie: my określaliśmy temat, a oni robili obrazki wraz z własnym komentarzem. Z Kamilem od początku mieliśmy inaczej, bo zaproponował inną formę współpracy: on, znając miejscowe realia, proponuje temat, my mówimy „tak” lub „nie”. Nie przypominam sobie, byśmy z tego „nie” często korzystali: tematy nie były wymyślone, wynikały z prawdziwych miejscowych problemów. Chyba obie strony były zadowolone ,bo Kamil też nie zgłaszał uwag. I trwało to dość długo, aż dowiedzieliśmy się z mediów, że Kamil przechodzi do TVN. Szkoda, by byliśmy z niego zadowoleni.
Potem obserwowałem jego prace w „Faktach”, gdzie odnosił niekwestionowane sukcesy. Aż do momentu słynnej afery mobbingowej. Zarzucano mu wszystko, z białym proszkiem w wynajętym mieszkaniu włącznie. Nagle wszyscy rzucili mu się do gardła, a ja zobaczyłem go pogubionego; jakoś niepewnie odrzucał zarzuty, zmieniał zdanie, wiarogodność gdzieś uciekała.
Umówiliśmy się w jakiejś kawiarence na rogu Chełmskiej i Belwederskiej. Zjawił się trochę wymęczony, a miałem tylko jedną radę: „mów wszystko, jak było, nawet jak źle było. Bo to jest zawsze lepsze od tego, gdybyś miał być złapany na kłamstwie. Wtedy wylatujesz z zawodu”.
Widać był już dobrze zakręcony tą sytuacją, albo nie potraktował naszej rozmowy poważnie, bo jego publiczna narracja nie zmieniała się. Powiem uczciwie, że żal mi go było: chłopaka z prowincji, który znalazł się w wielkiej metropolii ,i pogubił się po prostu.
Wśród znajomych na FB znalazłem jego żonę, Mariannę Dufek, dziennikarkę z Katowic. Skontaktowałem się z nią mając nadzieję, że może kobieca łagodność w argumentacji, że trzeba mówić wszystko okaże się bardziej skuteczna od mojej apodyktyczności .Ale dowiedziałem się, że nie są już razem. A jej największym zmartwieniem jest to, by pociski kierowane w stronę Kamila nie uderzały w ich syna. Bo syn to mocno przeżywał.
Dalej już nie interesowałem się czynnie losami Kamila Durczoka. Wybrał swoją drogę.