Janka Pietrzaka poznałem, ale nie osobiście, w Hybrydach, gdzie prowadził swój kabaret. Potem był „Kabaret pod Egidą”, jeszcze na ul.Chmielnej. Byłem zachwycony jego ironią wobec systemu wyrażaną publicznie, muzyką,aktorami – wszystkim. Wiosną 1981 prowadziłem już w telewizji „Listy o gospodarce”, a Pietrzak zaprosił na spotkanie ze swoim Kabaretem. Zjawiłem się wraz z Andrzejem Zaporowskim (współtwórcą „Listów”) nieco spóźniony, A Janek, przerywając występ, przywitał twórców „Listów gończych…”.
Brawa publiczności, było miło.
W 1995 r Janek wystartował w wyborach prezydenckich. Jeździłem na Mazury, do Krzyży, gdzie Janek miał swoją chałupę, był „tubylcą”. Któregoś dnia, stojąc pod barem „U Szczypiorkowej” wyraziłem wobec obecnych tam mieszkańców wioski uwagę, że chyba nie będą mieli kłopotów z wybraniem nowego, po Wałęsie, prezydenta…Ale rzeczywistość okazała się dla Janka okrutna: dostał 1,12 poparcia, co dało mu 10 miejsce; wygrał Kwaśniewski.
Lubiłem i szanowałem Janka, sadziłem jednak od razu, że niepotrzebnie wystartował w tych zawodach. Chciałem poznać jego motywy. Tak się złożyło, że spotkaliśmy się na imieninach naszego kolegi Andrzeja Romana, na Nowym Mieście. Atmosfera, jak zwykle wspaniała, goście sami znajomi z prof. Zbigniewem Brzezińskim na czele ( rodzinne powiązania z solenizantem),wódeczka, muzyczka, itd. Gdzieś koło pierwszej w nocy postanowiliśmy się z Basią ewakuować. Okazało się, że na podobny pomysł wpadł Janek ze swoją Kasią. I tak, idąc w czwórkę ulicą Świętojerską, nieopatrznie zapytałem: „Janek, co strzeliło ci do głowy, by zostać prezydentem ?”
No i się zaczęło…Że przed wyborami media nie umieszczały go w rankingach, że nie zauważono wielu jego spotkań w terenie, że najpierw wszyscy obiecywali pomoc, a potem….Itd,itd. Najbardziej obrażona moimi wątpliwościami była Kasia, wybudzając ze snu mieszkańców okolicznych domów. Janek był bardziej wstrzemięźliwy, ale też nie za bardzo. On rzeczywiście wierzył w swoją szansę w co ja jakoś nie mogłem uwierzyć…
Na szczęście znalazły się dwie taksówki.