Polska to taki dziwny kraj, w którym ludziom trzeba pokazać serial, by uzmysłowić, że przed laty mieszkańcy kraju nad Wisłą mogli być dumni z Wokalistek Artystek, a nie musieli się niezdrowo podniecać li tylko perypetiami rozwodowymi czy zakupowymi pseudo Wokalistek Okładkowych.
Mam, oczywiście, na myśli Annę German, jako postać i serial. Postać, o której przez długie lata pamiętali jedynie nieliczni (i nie krzyczcie, żeby było inaczej), a która znienacka zdetronizowała w Polsce takie gwiazdy, jak Michael Bublé, Justin Timberlake, o Depeche Mode czy Carli Bruni nie wspominając.
Dowód? Jak informują nasze Wirtualne Media Kompilacja „Złota kolekcja – Bal u Posejdona” nadal okupuje najwyższe miejsce zestawienia OLiS-u (22-04-2013 – 05-05-2013), zaś na miejscu trzecim również znalazła się Anna German, z płytą „Z Archiwum Polskiego Radia. Volume 13″.(http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/anna-german-wiecznie-zywa-jej-plyta-podbija-polski-rynek)
To rzadkość, bo większość obecnych na antenach (nie tylko Publicznej Tivi) seriali jest tak cienka, że raczej nikogo do niczego nie przekona. Pewien komisarz niemieckiego pochodzenia może co najwyżej pomarzyć o popularności, jaką niegdyś cieszyła się poczciwa polsko-sowiecka sobaka. No, może jeszcze ksiądz przekona niewiernych do wzięcia kredytu nie do spłacenia za życia (zapewne taki ksiądz mocno oddziałuje wśród wiernych w wieku matuzalemowym).
A cała reszta?? Nie jest w stanie nawet porządnej celebrytki wyprodukować! Ile mamy „gwiazd okładkowych” rodem z najnowszych seriali? Zauważcie, że wciąż w magazynach i tabloidach królują te same twarze, niegdyś znane, od dawna nie widywane na ekranie. Jeśli już pojawi się jakaś dziewczynka czy chłopczyk (zauważyliście systematycznie obniżający się wiek serialowych gwiazdeczek? na castingach pojawiają się chyba tylko gimnazjaliści), to małym drukiem, a i tak większość czytelników zadaje sobie odwieczne pytanie: „Who the F*** is Alice?”.
Oddajmy tutaj sprawiedliwość twórcom serialu „Anna German”. Gdyby to był typowy gniot made by Tivi Publiczna, to Germanomanii by nie było. A tak, biograficzny serial oglądało w TVP1 średnio 6,27 mln osób, którzy rzucili się teraz na jej niewydawane od lat płyty. (http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/anna-german-hitem-tvp1-serial-ogladalo-6-3-mln-widzow).
Tego drobnego niuansu nie wyczuła Publiczna Tivi, która idąc za ciosem i mając społeczeństwo za idiotów (a może mają po prostu dobre źródła informacji?) wrzuca na antenę „Małą Moskwę„. Rozumowanie proste, jak konstrukcja cepa: ludziom spodobała się jedna wzruszająca polsko-rosyjska historia miłosna, spodoba się i druga. Hit murowany i do kasy po premię Panowie!
A szkoda, bo lokowanie produktu w serialach i ten wpływ na zachowanie społeczeństwa prowadzonego na rzeź na serialowym łańcuchu można by wykorzystać w lepszym celu. Dla przykładu, stworzyć serial, który opowiada o tym, jak dobrze żyje się ludziom myślącym i ciężko pracującym, a nie cwaniakom i złodziejom. Serial, który opowiada o tym, że miłość to również codzienne, pozornie nic nie znaczące słowa, gesty, zachowania, a nie tylko walka z sowieckim terrorem. Serial, w którym kuchenną łaciną operują wyłącznie menele, a nie „Lejdis” businesswomen.
Ciekawe, czy to w ogóle jest do zrobienia? Taki, dla przykładu, serial o Gombrowiczu (koniecznie bez tabu i podlany erotyką!), który nienachalnie a naturalnie, jak w przypadku Anny German, spowodowałby, że ten i ów kapuścianogłowy maturzysta sięgnie po coś więcej niż internetowy bryk z Ferdydurke.