Wygrzebałem dziś z półki „Abecadło Kisiela”. Po publikację sięgnąłem bo mamy czwartego czerwca wigilię dnia upadku rządu, w którym Jan Olszewski był premierem. Jaki to ma związek z „Abecadłem”? Ano taki, że autor tej publikacji pytany w 1990 roku o swoje typy do władzy powiedział:
„Premier – Jan Olszewski, wicepremier Jarosław Kaczyński…”.
Kandydaci na premiera i wicepremiera w hipotetycznym rządzie nie występują w „Alfabecie Kisiela”. Nie zniechęciło mnie to. Przekartkowałem książeczkę. Publikacja, którą mam w ręku to wydanie legalne Oficyny Wydawniczej INTERIUM z 1990 roku. Zastanowiłem się co wydawca, obok samego dziełka, proponuje zaciekawiającego?
Zaciekawiająca jest czwarta strona okładki. O Stefanie Kisielewskim krótkie notki popełniła „TROJKA”: Zbigniew Brzeziński, Daniel Passent, Jerzy Waldorf.
„Kisiel – postać sławna i niezależnie myśląca. Trochę zawsze na bakier ale zawsze również do rzeczy. Bardzo patriotycznie nastawiony, mimo że rozumujący w sposób raczej niepolski – czyli rozważnie i realistycznie! Osobiście wyjątkowo dyskretny: raz spotkaliśmy się przypadkowo w Paryżu, gdzie również całkiem przypadkowo byłem w towarzystwie pięknej damy, ale Kisiel nawet okiem nie mrugnął. Ale mógł mnie wydać! Poza tym co za wspaniałe pióro!” – Zbigniew Brzeziński.
„Jedyny naprawdę niezależny publicysta TYGODNIKA POWSZECHNEGO umiał przeciwstawić się nie tylko komunistom, ale także własnej redakcji, Solidarności, a nawet Kościołowi (choć rzadko). Nawet jeśli fauluje, to z wdziękiem.” – Daniel Passent.
„Kisiel brzmi jak Wawel. I tak samo z kamienia. Od pół wieku nie zmusił go nikt, żeby odstąpił na krok od swoich zasad moralnych i politycznych. Jeden z najwybitniejszych publicystów i najtwardszych charakterów epoki. Po śmierci będzie kanonizowany, jako Prorok. Wszystko co zaczął przepowiadać od roku 1945, sprawdza się w kraju po kolei. W dodatku najdawniejszy przyjaciel, więc powinien go chwalić nieprzerwanie, przy biciu dzwonów. A tę oto książkę ocenić mogę nie wyżej nad kawałek sera szwajcarskiego. Mały. Cytowane postaci opatrzono informacjami nie wiele dłuższymi od zapisów w książce telefonicznej, czasem z dziurami zamiast danych najważniejszych, albo wiadomościami hm… hm… fałszywymi. Ale czyta się to żarłocznie! z nieprzerwaną uwagą, jak kiedy w dawnych salonach słuchano szeptanych do ucha plotek o gościach wyłącznie najciekawszych. Tak właśnie historii dodaje się podszewkę z fikuśnie szeleszczącego brokatu.” – Jerzy Waldorf.