Wprowadzenie nowej funkcjonalności w Naszej Klasie było czymś, na co czekała tzw. branża. Miał powstać ósmy cud w mniemaniu niektórych, ale czy oczekiwania były zbyt wielkie lub niezrozumienie idei mikroblogowania przez użytkowników Naszej Klasy, pokaże czas. Na pewno warto przyjrzeć się temu bez emocji.
Powstrzymywałem się z komentarzami na temat nowego produktu – Śledzika od Naszej Klasy, by spojrzeć na niego z perspektywy czasu. Budowanie napięcia i oczekiwania przez speców od marketingu (w tym Dominika Kaznowskiego) było przeprowadzone bardzo ciekawie, tylko zastanawiam się czy do tej właściwej grupy docelowej. Geekowie, specjaliści od wizerunku, marketingowcy czy też blogerzy to nie jest reprezentatywne środowisko (dla NK), z całym szacunkiem które do niego żywię. Jeśli na nich próbowano przetestować rozwiązanie, opinie w większości były niepozytywne. Ale to niekoniecznie z odrzucenia, ale przyzwyczajenia się już do innych narzędzi tego typu – Flaker, Blip, Twitter czy także Facebook. Czy budowanie marki, zainteresowanie na zestawieniu faktów „nie podoba się geekom = sukces rozwiązania” sprawdziło się? Niekoniecznie.
Społeczność Nasza-klasa. pl najwyraźniej jest społecznością bardzo konserwatywną, niekoniecznie otwartą na nowe rozwiązania czy też zmiany w szacie Naszej Klasy. Umieszczenie aplikacji śledzika w poczesnym miejscu (na środku ekranu), spowodowało tylko zdenerwowanie. Na nic było tłumaczenie, reklamowanie i zachwalanie kont znanych osób, celebrytów. Bardzo szybko pojawiły się wszelkiego rodzaju łańcuszki szczęścia które skutecznie zaspamowały konta użytkowników, jeszcze bardziej irytując tych, którzy do tej pory nie wypowiadali się. Jak mógł poczuć się przeciętny użytkownik, nie przyzwyczajony do całego potoku statusów, praktycznie o charakterze spamowym?
Czy to odrzucenie i niepochlebne przyjęcie Śledzika przez społeczność jest czymś niezwykłym? Częściowo tłumaczyć to zjawisko można niechęcią Polaków (najwyraźniej też dynamiczniejszych i młodszych) do zmian w użyteczności tego typu serwisów. Być może zabrakło testów i badań, rozeznania w społeczności jak takie rozwiązanie zostanie przyjęte, być możne każdy użytkownik Śledzika powinien mieć możliwość wyboru osób śledzonych (nie domysłach osób ze swojego profilu) oraz budowy swojego grona „śledzonych” i „śledzących”. Być może Polacy nie są jeszcze gotowi (przeciętny Kowalski) do idei „podziel się tym co myślisz”, przynajmniej nie w takiej formie, jaką zaproponowała Nasza Klasa.
Wydarzenia związane z niechęcią użytkowników Naszej Klasy do Śledzika, nie są złą lekcją – są doskonałym polem doświadczalnym. Co tak naprawdę może się sprawdzić w tej wciąż największej w Polsce (mimo narzekań niektórych) społeczności. Być może było to „rozpoznanie bojem” przed uruchomieniem wewnętrznego komunikatora. Trudno spekulować, nie mając wszystkich danych. Na pewno jednak nie można się zgodzić z krytykami Śledzika, iż rozwiązanie to było wprowadzone bez przemyślenia i bez namysłu. Tego typu projekty, o takiej skali na pewno wymagają długich miesięcy przygotowań. Pytanie czy były przetestowane na „przeciętnych Kowalskich” przed wdrożeniem?
Case Śledzika na pewno jest lekcją pokory dla wszystkich zajmujących się na co dzień komunikacją, promocją, szeroko pojętym marketingiem szczególnie korzystającym z rozwiązań związanych z sieciami społecznościowymi. To co nam się wydaje, że może działać – dla użytkowników może być totalnie nieczytelne i nie warte użytkowania. Co więcej może wzbudzić niezdrowe emocje i skierować potok niezadowolenia na nasza markę. Jeśli planujemy promocje przy użyciu sieci społecznych, będziemy chcieli komunikować się i prowadzić dialog z konsumentami w tym środowisku, najpierw będzie wypada rozpoznać i zbadać. Rozmawiać i porozumiewać się w ich języku, po prostu szanować otoczenie i nie „włazić z butami”. Marka może być „przyjacielem” ale tylko wtedy gdy będzie zachowywała się tak, jak nasz znajomy, kumpel czy ziom.
Śledzik chyba nie osiągnął statusu takiego „kumpelstwa”, dlatego został potraktowany jako twór obcy, narzucający się i inwazyjny. Szkoda, że wywołał tak negatywne emocje, bo mógł być naprawdę dobrą szansą na popularyzację zjawiska mikrobloggingu w Polsce. Jednak mimo tych niepochlebnych opinii i odbioru, liczby i statystyki osiągane przez tą aplikację są imponujące. Stanowią ciekawą alternatywę i możliwość do użycia go w celach promocyjnych. Jak to zrobić, mając na uwadze taki odbiór? Na dzień dzisiejszy będzie trudno odpowiedzieć.
Jacek Gadzinowski, business development director – agencja Momentum Worldwide
.