Witryna Poetów nr. 34 / DUET


czwartek 15/09/2016

WITAM  PRZYJACIÓŁ  POEZJI.

W Witrynie Poetów 34 prezentuję kilka swoich wierszy, a także wiersze Piotra Piątka,  poety z Kołobrzegu,

laureata tegorocznej pierwszej nagrody w ogólnopolskim konkursie poetyckim im. prof. Andrzeja Szczeklika w Krakowie oraz laureata trzeciej nagrody w ogólnopolskim konkursie poetyckim im. Michała Kajki.

 

Ludmiła Janusewicz

KOSZALIN
                                                                      Ludmiła Janusewicz

 

 

   Ten dzień

 

Ten dzień zatrzymał się

pośród ciszy

Łzą wsiąkł w ziemię

między drzewami

Słowa zawisły w powietrzu

jak cegły

mogę zbudować z nich

dom twojej nieobecności

ale zawsze z twoimi

myślami

 

 Rozbieranie

 

Nieustannie rozbieram

czas

na różne czasy

 

Umieć

 

Czuć szczęście kiedy jest

nie bać się słów

bo czas nie stoi w miejscu

 

Tak jeszcze niedawno było tyle

z pasją przegadanych nocy i dni

przepływających przez krwiobieg

bliskości

 

A teraz wychwytujesz

teraźniejszość która staje się

historią na twoich oczach

 

Altruistka

 

Jestem bogata

nie muszę słów pożyczać

rozdaję je innym

 

Trzciny

 

Byłabym ocalona gdybyś

przemył oczy nienawykłe

do świateł ultrafioletowych
naparem uchodzącej przez
skórę mowy

 

Nie jesteś Tejrezjaszem
ale mógłbyś widzieć szelest
trzcin na wietrze

 

W domu spokojnej starości

 

W domu spokojnej starości

życie toczy sie wykwintnie

 

Zawsze o tej samej porze
podawana jest herbata i ciastka

 

Szafy pękają od wyprasowanych ubrań
i pampersów

 

Komody ozdabiają zdjęcia
dziarskich kobiet i mężczyzn
którymi byli
dumne orły w nogawkach
i oddane samice

prawdziwe tableau ich życia
które teraz sączy się w klepsydrach
nocy i dni

 

Odchodzą przykryci
eleganckim milczeniem
pozostawiając po sobie
puste pokoje na
krótko

 

A ulubieńcy bogów
wciąż umierają
młodo

 
Nasz czas

 

Nie można wspiąć się

na przyszłości góry

Ani wędrować
przeszłości doliną

 

Patrzymy w dolinę
czytając przeszłość
jak otwartą stronę

 

Natomiast góry
przyszłości
są nieodgadnione

 
Zieleń splątana traw

 

Dziś daję ci wiersz

wysmukły jak topola

taki po którym można

się przejść gdy letnia

wieczorowa pora

 

Ty stoisz przy swoim

oknie patrząc na zieleń

splątaną traw

 

Słyszę twój krok za

krokiem

nie ma tu tylko naszych

chabrów i nie ma malw

 

 

 

 

S T R O F   z   Krakowa

 

 

Korowód

 

Kruszy się wiatr o sopel lodu.
O przeźroczystość przestrzeń wsparta
kipi jak potop. Brnie korowód,
tam gdzie cumuje szklista arka.

Mrozi spojrzenia biel. A dalej
sarna zamarza krok od świtu.
Opłatek śniegu noc podaje
na biały postaw aksamitu.

 

Uczeń

 

Odrabiał lekcje.
I tak się zagłębił
w przepaście kartek, że nie zauważył
przepływu światła
(szło bokiem, na części
tnąc parkan i to, co za nim:
cienistość kasztanów).

Aż promień i jego dotknął.

Wzdrygnął się, ułożył
zeszyt jak dziecko
do snu. Stanął w oknie.

Patrzył, jak chmura niknie w miękkim niebie,
jak z dnia wyzute mrocznieją kominy;
zniekształconymi w szybie poruszył ustami,
wypracowując słowo:
zachwytu? przekleństwa?
Nikt się nie dowie. Nadjechał autobus
i to, co było tylko chwilą, porwał
jak ptak niosący żywy, rozedrgany
pokarm dla piskląt.
I wszystko ucichło.

***

Lśni powłoka na misie, która sama jest łodzią
tak długą, że sięga z jednej strony życia,
z drugiej tego, co jest tu widomą przeszkodą
dla aksamitnej ślepoty kreta, nas samych, wynalazku Fenicjan.

Nasycona zaś misa od zewnątrz. Na ścianach
jeszcze jeden wiersz – jeśli dobrze czytać
uczy nas firnis. Kołyszą fale ospałość w łodzi i przegrana
jak zawsze jest ta jedna, najważniejsza bitwa.

Kto się spił, ten śni. Toczą się kamienie,
wypryskując białe, zimne zwoje iskier,
w których także jakieś żyjące pęcznieje
tak mocno, że nie sposób, by mogło nie istnieć.

***

A więc dłonie zanurzone w zimnym, ziarnistym poszyciu;
oddech drewna pod sypką
falą. (Lampa wygasła od rdzy). I ta wypukłość
dnia w szklistym powietrzu. Trzeba
schronić się, przeczekać
czas zimny. Nagromadzić samego
siebie. Znów zanurzyć dłonie, znów
poczuć, jak oddychają
poszarzałe od obojętności deski. Próbować
na powrót zrobić z nich
ołtarz. Wolnym ruchem
zapalić pierwszą lampę.
Strzepnąć białą płachtę snu.
Odmówić modlitwę
radosnego zdziwienia.

 

W tych wszystkich dniach, wszystkich godzinach

 

Cóż było w tym wszystkim, na co tak zachłannie
patrzyliśmy? W tych wszystkich dniach, wszystkich
godzinach, w wielu nazwaniach jednej rzeczy,
co często bywa jedynie usprawiedliwieniem
siebie, w biegnącej rzece, w wodach stojących lub
podchodzących pod domy o falistych dachach, rozkołysanych
jak barki; w kolorach, które zamykają mowę, również
i w samej mowie, nawet nieporadnej
mowie dziecka, w bezbronności wszystkiego, co przyszło;
w przeszłości, będącej koronnym dowodem
na rozliczne nieprawości czasu, w jałowości naszych pustyń
o zimnym poranku, gdy ciało pragnie głodu,
w bujności deszczu zabijającego ptaki – cóż było
w tych wszystkich dniach, wszystkich godzinach, kiedy
dostrzegaliśmy ów ład, który każe
przytulać policzek do zwątpienia,

chłodzić skroń w cieniu pewności?

 

  Tęsknoty

 

To są te tęsknoty, z którymi
dobrze sobie radzisz. Wpatrzony
w swoją twarz na wypukłościach
naczynia pełnego srebra. Wpatrzony
w minione pory roku. W fale
niosące kry lub pnie drzew. I w to,
co nadchodzi jak ciemna
chmura, zamykając przed tobą okiennice,
określając porządek. Wpatrzony
już tylko w siebie. Niewidomy.

 

  Pejzaż z żebrem konia i rzeką

 

Rzeka chwyta lód w locie.
Chłodna i wyniosła.
Kra ostrzy zęby. Zbrodzień
głosi pochwałę rzemiosła.

Rzeka zastyga w warstwie
farby złuszczonej. Mewa
kładzie się w śniegu. Parska
koń znad siódmego żebra.

Albo tam: właśnie wstali
na własne nogi. Idą
ku nam: łydki sznurami
spętane, pocięte szybą.

Zesłańcy, pokutniki;
woda w gardeł przeręblach.
Strzygą uszami strzygi,
strzegą ich twarde werble.

Rzeka lutowa gryzie
piach stwardniały na kamień.
Tańczy kruk sen na linie
z cichą wierzbą pod ramię.

Topi się słońce. Ale
zasysa złoto ziemia.
Dusza zamknięta w ciele
w chłód rzeki się zamienia.

***

 

Przetoczyło się oko jak koło łąką.
Zapalił się i spłonął zielony dzwon kąkol.

Miłość zmieniła go w popiół. Miłość! Wrzos szarzeje
i ziemskie pod igliwiem wysycha pragnienie.

Toczy się los i wzrok, i wojna na powierzchni
stawu: drżą w odbiciach bratobójcze pieśni.

Motyl i krętak! Czółnem ten drugi dźga pejzaż
i chowa się jedną nogą w załamaniu wiersza.

Ciągnie się chropowaty mur wierzb. Przyjmij tamto
i to pod swoją opiekę: pławaczko! Szamanko!

Car Słońce pożądliwość stopił w biały metal.

 

I płynie przez wypalone ogrody ma Leta.

————————————————————————————————————

Teraz i tutaj – zamiast tradycyjnego  DESERU – teksty , które zapadły w pamięć naszym Autorom. Są takie i będą  , nawet jeżeli w nas samych odwrócone wektory.

W pamięci

STROFA :

 

TADEUSZ  BOROWSKI
Obóz pod Monachium

 

Kamień i zieleń. Pachnie wiatr,
swoboda. Drogi prosto
idą w horyzont. Płot z żelaznych krat.
Karabiny. Policja. Posty.

Minione. Zapomniane. Wiem.
Żołnierskim butem – historia.
Opar, mgła nocy, sen, sen:
krematorium.

Więc – akwarium mętnych zdarzeń. Pełznie
lato – niczyje. Ważą się sprawy.
Tłum. Wargi ściśnięte boleśnie.
Nienawiść.

Tysiące ust milczących. Czyste niebo
w oczach nabiegłych strachem.
Kamień i zieleń. Czas martwo zakrzepły.
Monachium.

 

YVES  BONNEFOY
Żelazny most

 

Zapewne gdzieś na końcu długiej ulicy
Mego dzieciństwa, jest jeszcze kałuża oliwy,
Prostokąt ciężkiej śmierci pod sczerniałym niebem.

Od tego czasu poezja
Oddzieliła swe wody od innych wód,
Nie lęka się żadnej piękności ni barwy,
O żelazo się trwoży i noc.

Karmi
Długi smutek martwego brzegu, ów żelazny most
Przerzucony na drugi brzeg jeszcze głębszej nocy,
Jest jej jedyną pamięcią, prawdziwą miłością.

przeł. Adam Wodnicki

 

____________________________________________________________________

 

Wiersze Piotra  PIĄTKA  , poety z Kołobrzegu .

 

 

Bezdech

 

 

ojciec powiedział że wystarczy rozluźnić płuca wyhamować wyciągnąć nitkę

ze swojej źrenicy aż stanie się bladą przędzą zaczepiać nią o głowy obcych ludzi

kotwiczyć się w ich ciałach mieć wyćwiczony mechanizm tulenia się do czyiś

pleców w każdym widzieć niezamieszkałą przestrzeń hipnotyzujące zielone

tunele

 

 

do końca wyciągał piasek spod powiek ślizgał się palcami po swojej rogówce

zacierał ślady stóp i wierzył że tylko dla nas ziemia oddaje ciepło nieraz czuwał

w kokonie własnych rąk nie mogąc przybliżyć się do wyjścia z pułapki każdego

oddechu

 

 

pamiętam jak kiedyś mówił że wystarczy tylko przesuwać palce po słowach

po dźwięku mokrego szkła nawiedzać ciszę by zrozumieć własny krzyk

poznawać się po innej stronie powietrza nie zgadzać się uporczywie na brak

dotyku być jak uszczypnięcie gdy gładzenie przynosi ulgę

 

 

 

 

Lekcja oddychania

 

 

gdyby tak móc dziwić się i nic nie czuć stawiać jedną stopę obok drugiej

iść potykając się na drugą stronę zagłębienia pod kolanem miejsca po

wyrwanym zębie zastanawiać się dlaczego dywan wycisza kroki

a za plecami mnożą się plecy czarne okna widma siadające na ramieniu

ziemia osuwająca się i nie wierząca że może być jeszcze niżej

zaczynająca się na oddechu i kończąca na nim

 

dzisiaj na lekcji oddychania był zapach krwi i wkładanie rąk pod płuca

przelewanie cieczy pod paznokciami uporczywe patrzenie w oczy

by śmierć nie zabiła by nie schrzanić niczego wokół niej

przestrzeń wokół nas jak ogromny wyludniony parking ciągnący się aż

po horyzont stajemy przed drzwiami wielkiego supermarketu który zasysa

wszystkie nasze chęci i widzimy jak oddech każdy ruch każde dotknięcie

staje się naszym przedśmiertelnym skurczem


Moje najnowsze wpisy

 

Dyptyk

poniedziałek 11/03/2019

  ZAPOWIEDŹ   To było jak sen. Widziałem wilków stado podchodzące pod sień. Wyjące co tchu na ten sam odwieczny temat. Przebudzony z porankiem rozejrzałem…


Poranek

niedziela 10/03/2019

Widzimisię widzi nam się postęp technologiczny niech ja skonam na - wieczną rzeczy wobec jej pamięci osobistą utratę. Zatem EHEU !* Nie ma   co ci…


Niechaj

piątek 08/03/2019

Niechaj odejdzie w niepamięć imię autora dzieła W załączeniu wypowie ten akord ostatni na pomieszanie bez reszty zmysłów gdy musi wybrać między złem a dobrem…


Przyjdzie

niedziela 03/03/2019

... omawiana  tragedia jak nic. Wytrzyma nie jedno,nie drugie,nie  trzecie wrażenie. Bo nie zna właściwego pojęcia - choćby raz, dwa, trzy i tak da capo. Ostatecznością…


Skąd mam

czwartek 28/02/2019

wiedzieć czym/kim doprawdy jestem, kim zdaję się być. Tu - daremna nauka w zbędnym obyczaju najbliższego jutra. Nie zmienisz złotooka nic zapewne. Za słowo trzymam…


Papieże z ciała i ducha

sobota 23/02/2019

Widziałem, jak Franciszek spoglądając głęboko polskiej ofierze chuci, ucałował go w dłoń. To ważki etap w zrozumieniu krzywd, dodatkowo zapisanych przez wielu hierarchów Kk. Zbyt…


Biografia / wyjątki /

wtorek 19/02/2019

BIOGRAFIA /wyjątki /           rozumiem że czekasz tylko śmierci jak wyzwolenia z męczarni żywota która i ciebie dopadła bez litości trudno…


Przystanek

niedziela 17/02/2019

Powstań,bohaterze niezliczonych powstań i padnięć. Tylko nie podniecaj się aż tak. Sobie  nie przeszkadzaj, może nawet i tego nie warto. Jesteś cichym herosem Czasu i…


Powolna...

czwartek 07/02/2019

Uprzejmie donoszę,że uległem  trzeciemu już udarowi ; rzecz miała miejsce 29 stycznia 2019 roku. Mam też " przyjemność" wspomnieć  o problemach naczyniowych, z których więcej…


To tylko słowa...

wtorek 29/01/2019

...ale jakże ważkie. Dziękuję  sporej gromadzie bliskich mi Osób, że mnie doceniła przez multum miłych przypadków, od czego serducho  mnie nad poziomy wzlata jak się…