MANNERHEIM , PROLOG POEMATU
________________________________________________________________________________________________________________
Kręte ścieżki losu. Nie ma nikt pojęcia ,
którędy powiodą. Co na nich się stanie ,
o lada porze nieprzewidzianej , w momencie
nie aż tak czekanym. Czasu nie odmieni
najmożniejsza siła. Przepadną triumfy,
fanfary , wieńce z czół dostojnych , strapienia ;
pokora skryje wszystko , co ma być
wytarte , odsunięte do lamusa pamięci.
Miłość, ona przetrwa : do ciebie , kraju
rozpostartych jezior , do ciebie istoto ,
do ludzi dobrych , jeśli nawet utracili wiarę.
Najmądrzejsi nie wiedzą , jak dni troski ,
w najzwyklejsze chwile szczęścia zmienić.
Mrok gęstnieje we mnie. Ale światło płonie
ogniem zapomnianej śmierci , która
jeszcze wczoraj nie znała umiaru.
Była niewiarygodnym bezsensem epoki ,
a ja – jej świadkiem , stojącym na straży
mojego ludu , nad brzegami jezior.
Czuwam w zapomnieniu , nie śpię w oddali ;
powrotu nie będzie , nawet na lawecie.
Boże ! Jak długo jeszcze każesz mi czekać
na zaproszenie od Ciebie. Ty także
o mnie zapomniałeś ? Czy może pragniesz
doświadczyć mnie przemijaniem innych ?
W kościach jest moja pogoda, niestety.
Stary, wytarty chodnik, wiodący od sieni ,
obok biurka pełnego niepotrzebnych treści ,
do drzwi balkonowych. Wychodzę ,chłonę
pieśń dzwonów wieczornych Starej Katedry.
Nikt już nie wkroczy w progi tego domu.
Jutro , jutro będzie tłem tych samych odgłosów.
Kroków , szelestów , okrzyków i westchnień.
Nigdy nie mających nic wspólnego
ze mną. Jutro stanę u stóp wieży panoram.
Tych schodów pokonać się nie da.
Lozanna nocą. Makroświat w ampułce.
Równie drapieżny , równie bezimienny.
Już jej urok przeminął-był świetny ,
wraz z Reformacją . W Pałacu de Rumine
nieskończony chichot przewrotnej historii.
Przed nim spoczywając , bezimienne galijskie
są szczątki , pomieszane z czerepami Franków.
Nikogo, niczego – do kroćset ! – nie nauczyły nigdy.
Jestem Mannerheim , fiński żołnierz.
Krew i ciało ludu Finlandii. Człowiek.
Ten antychryst Stalin , wciąż żyje, przeklęty.
**************************************************************************
Foto : Rena Starska – Holy Island
HOLY ISLAND
______________________
Renie Starskiej , Poetce. W podzięce za niezwykły moment inspiracji.
__________________________________________________________________________________________________________________
__________________________________________________________________________________________________________________
Tego brzegu nie ma. Tego miejsca nie ma.
A przecież , ze stałego lądu
dotrzesz po odpływie,
między skorupami, czerepami stworzeń,
głębodołami tuż pod powierzchnią,
wsłuchując się w śpiew syren w przesmyku.
Autom tylko nakażesz przezorność.
Poetka tam mieszka.
Chleb piecze dla gości , a obrus błękitny ,
a obrus jest świeży, jak nad głową niebo.
Jak księżycowa radość , którą pies poetki
do stóp twoich – w aporcie przynosi.
Holy Island jest osobnym światem.
– 2-
Jak się żyje nie na krańcu planety,
ale w jej pępku , który ktoś z nieznanej
przyczyny wybrał , przysposobił i tak
już zostaje ?
Może tam samotność nie jest już wyborem
lecz obroną człowieka przed gwałtem
na danej naturze , przed zwyrodnieniem ?
Zapewne nie każdy zechce iść w stronę
pustyni , jednako nie jeden niemal
chciałby sprawdzić ,w ilu miarkach
piasku możemy się zeszklić.
– 3 -
Tak , te same geny. Krew pod mikroskopem
prowadzi do źródeł , a one nie muszą koniecznie
wypływać ze środka Edenu. Mit jednk potrzebny.
Dzięki niemu wiara w możliwość powrotu.
Każdy w sobie nosi przedśpiew strun poezji.
Linia brzegu być nie musi szczególną granicą.
Przecież oddziela tylko pływaka od wody.
Zapisane w genach są granice poznania.
Lecz i to się zmienia, jak przypływ i odpływ.
– 4 -
Urok tego miejsca niepoprawnie szczery.
Wybacz zatem mój sentymentalno – ckliwy podziw.
Miło jednak pomyśleć, jak bardzo potrafi wypełnić
najważniejsze z pragnień .
Potrzebę autonomii , należnej każdemu i nam ,
bez jakiegokolwiek wyjątku.
To twój kosmos. Ja swojego poszukuję nadal .
Wciąż w drodze , drogowskazom na przekór.
– 5 -
Pewnie przysiadła na swym ślicznym tyłku.
Pod chwili przymusem , obca osoba z zielonej Werony ,
tylko czasem miła nimfa z bliskiego jeziora.
Wyparła z siebie to ,co wprzeć trzeba , przekazała dalej
poddając weryfikacji jedno , pewne i niezmienne.
Amor platonica.
Z pgardą, z niesmakiem , jadem niemal – na tacy.
Demonstracja siły niewieściej , pewnej swego wpływu.
Czemu więc powracam myślą do słów zapisanych ?
Jak jest niemożliwą historia , co się nie zdarzyła ?
Widać być muszą dwa jednego oglądy ;
mówiąc najprościej, acz nie kolokwialnie
ty sobie, ja sobie . Ty we mnie , w pamięci wielu wersów.
A cóż to znaczy wobec lada jakiej – za przeproszeniem
wieczności ? Opowieść zastyga , zamieniona w beton.
Czy czasem nie twardszy od fal morskich zimą ?
” … Nie ,więc odpowiedz sobie, czy w tobie szukałam przyjaźni ?
Jeśli nie, to czy byłeś przyjacielem dla mnie. Jesteś zaborczy,
nie przyjazny , a to wielka różnica. ”
Mannerheim siedzi w fotelu. Światła nocy nie szkodzą
jego opowieści. Już wie ,że mi się nie śnisz.
Że nie śni nawet się jej profil. W nowej narracji
więcej miejsca nie ma , niestety. Wątek zgaśnie.
Lewituje nad wszystką minoderią i bryndzą
– kosmos Holy Island.
– 6 -
Mannerheim zrzędzi. Widmowy klekot
jego kości suchych odbiera mi klimat.
Pragnę koncentracji , czy w tym sensie
czegoś.
Zebrało się z nagła na widomowe żale.
- Eh, czemu nigdy nie widziałem tego
spłachetka nieba , które tylko On ,
z sobie znanego powodu w darze
dał ziemi jak klucz do Kraju Legend…
Gdzieś , w Northumberlandii.
Jakże chętnie , z największą radością
Lozannę bym zmienił na to miejsce.
Mont Saint -Michel już mnie nie podnieca.-
- Dobra – odpowiadam – Dobra jest
Marszałku , niechaj Ci będzie ,
w przyszłym życiu Twoim .Masz to
jak w najlepszym ze szwajcarskich
banków. -
Nie umknie kołomyi cebrzyk -
moja biedna głowa , na moim
biurku. Na wciąż moim karku.
Pod abażurem szkielet nareszcie
przygasa. Jesteś tego świadkiem jak
miło milczącym. Brwi nie marszcz.
Po cholerę marszczysz ?
– 7 -
Są miejsca niesłychane , niedookreślone sercem.
Nasze lądy wewnętrzne , które z woli losu
zasiedlamy na moment, dla innego sprawienia
się z życiem , co pogmatwało nas samych
po drodze.
Rzeczą dobrą – możliwość wyboru na chwilę ,
na etap, na dokończenie jakiejś historii i innej
zaczęcie. Tak , czy owak , Parki wciąż przędą
zawzięcie. Nic nam do ich odwiecznego dzieła.
Wrzosowiska, ruiny , świat zupełnie inny;
spod celtyckich krzyży – inkanta druidów.
Każdemu do wyboru ; niech tego się trzyma
i wedle ambicji liczy na co więcej , albo
śniąc sen na jawie , sam sobie okrętem.
Holy Island szukać trzeba wszędzie.
Skiń na tak, Poetko.
– 8 -
Co piją Wyspiarze , co też spożywają
i czy bez przesady ,aby ? Jakie ich kręcą zabawy,
czy osobiste mają kręgi , wśród których bryluje
elita i elita elit? Czy uprawiają sobie znane
zwyczaje , tajemne misteria , czy strzelają
z łuków , oddają cześć osobną niezwykłemu
komuś ? A może sprzysiężenie sekretne
kreuje ich losy w sposób niepojęty ?
Bo jak sądzę , kochają niczym wszyscy inni ,
nieprawdaż ?
A ich domostwa kamienne , czy porasta
zdziczała winorośl , zaś róże in odore
sancitas , pod niebo zanoszą pociski Amora ?
Jest ich 160 żywych osób. Nie więcej.
Pyta z uprzejmości bywalec Bornholmu.
Pyta, skrycie ciekaw.
– 9 -
Choć życie zachłanne, niewiele mi trzeba :
przestrzeni , wolności i świeżego chleba.
Przeżyłem ,co moje , co los trafi – będzie.
Ubóstwo wyboru trzeba mieć na względzie.
* * * * * * * * * * * * * *