Ponieważ on młodzian piękny, posępny i utalentowan jest. Lubo w wiekowej smudze cienia, jednak cóż smuga, jeżeli wewnątrz POETY nieustępliwy płomień weny. Szczerze ? Podziwiam go, jako niedzielnny wierszopis do szuflady. Sławek Różyc to jest liryczny spoko gość.
—————————————————————————————————————————————————– SŁAWOMIR RÓŻYC, RÓŻYC SŁAWOMIR .
Listy do Magdaleny
—————————-
mojej siostrze
Chciałem się dodzwonić moją siostro cicha
Głos twój wpierw usłyszeć przed poranną salwą
Gromko nas ze słońcem zrywają skrzydlaci
Woda po ramionach paruje nam z wiadra
Choć śmiech spod jabłoni i wiosenny rwetes
Uderza do głowy żeśmy doczekali
Jak ci te błękity w kwitnieniach wysłowić ?
Palcem niemal dotknąć, tak jak lubisz, szczygły
***
Żyłem na północy za oknem mi szumią
Oddane w opiekę konary surowe
Dotkniesz pnia siekierą a pamięć powraca
Mocne one wszystkie i tylko na mrozie
Pęknie który lutym wrzucane pod kuchnie
Snuje się żywiczna opowieść po izbach
Jasne, że tęsknimy, przecieram siekierę
Jak twój mąż mi radził, uściskaj i kochaj
***
Kiedy teraz rankiem patrze po równinach
Słońce w mgieł koronkach w czerwień maków macza
Chleb od wieków z łanów ciężką pierś pszeniczną
Dzieciom bez różnicy łaknącym podsuwa
A ja ci tak znikłem wśród kruków temperą
Wśród ponagleń z banku ziemskich aksjomatów
Jak każdemu lekarz słuchawkę przyłożył
A mógłby powiedzieć – Żaróweczka poszła
***
Prawdy tu tak proste aż niezrozumiałe
A język cofnięty bliższy wspólnych pojęć
O brzmieniu słowiańskim wszystkie my u Spasa
My nadal w podróży wciąż szukamy ładu
Dusze ambicyjki ogniki nad głową
Wciąż nas swą urodą nęcą rekwizyty
Doskonalsze zmyślne, a czegóż nam trzeba ?
Nakarmić strapionych i ogrzewać w strachu
***
Piszę bo jest u nas dla złudzenia rynek
Są tu MacDonaldy Telefon na kartę
Jest pewien ludowiec po Rynku z walizką
Poczciwina odwykł krawaty sprzedaje
Są też i banknoty dla złudzenia ładne
Gazety ze wspomnień i tu czasem nudno
Ciężko niewierzącym tu z wolontariatów
To dają luzaka księdza przy gitarze
***
Opowiem Ci myszko w butach od Chińczyka
W ciele ulotnym moje wędrowanie
Prosto z fotela gdzie mnie lekarz skreślił
Jak drzewo korę jeszcze ciało dźwigam
Ale między liśćmi jest już wietrzny dotyk
Na ścieżce staruszek rzeczywiście krętej
Brama Diamentowa w powojach malutka
Myślałem zapytać – tabliczka – Zaświaty
***
Tłumnie przy fontannie w strefach południowych
Ścisk nawoływania musuje Di Trevi
Choć znają Wykładnie i tysiąc pacierzy
Przed nimi. Za nimi. Nas dwóch do Cechowni
Stoimy z górnikiem po dziadku ma Richart
Co w życiu po śmierci – mocno wierzył Dawid
Z luftu marynarskie marzenie dostałem
W trójgraniastych cieniach mienił się kapelusz
***
Miejsce mi wybrali pod lasem nad morzem
Bym życie przemyślał z dala slajd po slajdzie
Są święta odpusty by w Próbie nie nużyć
W piątek za Koptami idziemy w procesji
Taka nam kolejność wypadła w Loterii
Najpierw Amisze Chorągiew za Arką
A na koniach szpaler Aniołów jak w jodłach
Spiżem się po skrzydłach z wiatrem cni łacinie
***
Sądów nie uświadczysz ani prokuratur
Sami obmyślamy kolejność włosiennic
Jest z Szwadronów Śmierci jeden Brazylijczyk
Kosze jemu zadał łapacz węży z Queensland
A Paco nie lekko bo w koszach pisklaki
Zgarnia w wielkie dłonie drapią się na plecy
Nocą przez sen liczy biega do kurnika
Czy wszystkie schowane na palcach wylicza
***
Z jedzeniem ci powiem kasza jak jagody
Jagody jak jabłka wielkie grzyby z Jury
Ale korci chłopców wzmacniałem obórkę
Na słońcu tam drzemie zwykle lew nasz Edek
Czasem ktoś się lisi na zapach pieczeni
Już słychać nagonkę w lutnie Wyszywani
A pójdź k nam bratku będziemy wieczerzać
A rankiem ci nieba amarant otworzę
***
I tak tu nam w piersiach moja cicha w zgodzie
Sumienie dojrzewa subtelnieje w pestce
Obszywa nas dobra księżniczka z Madrytu
Patrzy Romy jadą wyplątuje nitkę
Na jej wełnach księżyc tutaj bardziej śniady
Przeplatając w beżu pszczoły ze szczygłami
Tam też w gobelinach twoje siostro palce
Widzę los najlichszy z każdej kropli rosy
27 listopada 2013. Wilanów
opowiedzieć wam o mojej siostrze od początku, to opowiedzieć o tarczycy mamy i jak się nagle znaleźliśmy nad morzem, i miałem chyba z pięć lat, i czułem się sam
w Jastarni wtedy pensjonaty były małe, ojciec jeździł po sprawunki cały dzień, a w tamtych czasach trzeba było gdzieś napisać, nikt mi niczego nie wyjaśnił i postanowiłem napisać do bociana
mieszkaliśmy blisko portu w domu, gdzie było kino, u starego szypra, któremu też było nijak, oddał kuter synowi i pieklił się nad starymi sieciami, nie bardzo wiedząc co z sobą począć
musiałem nauczyć się pisać. Szyper Jorg był pochmurny i mrukliwy. Ale skoro jak mówił ludzie morza proszą się o przysługę wprost, poprosiłem aby mnie przyuczył. Nic nie powiedział. Ale widząc siedzę w ciemnym pokoju z mamą, zawołał mnie do kuchni dał drewniana obsadkę, atrament i na wpół zapisany kajet, napisał A. I jeśli nawet nie za bardzo mi wyszło, moje A stawiane obok, to powiedziałem coś takiego, że to jak pierwsza mewa prowadząca do brzegu. Pamiętam pani Jorgowa przycisnęła szmatkę do piersi, a stary szyper przełknął ślinę i od razu wyszliśmy na dwór i powiedział mi jak wracać do domu po gwiazdach
i że gwiazdy nie są tylko gwiazdami w niektórych językach gwiazdy są oczami bohaterów, i oni patrzą na nas, i dlatego nie można na morzu zawieść nikogo kto nas polega
wiele rzeczy wyjaśnił mi Jorg, nie wiem nawet czy dobrze zapamiętałem jego imię, może nazwisko, ale pamiętam, że miałem pisać o braciszka albo siostrzyczkę, bo to różnie wychodzi. A dziewczynki są po to jak wyjaśnił mi Jorg, żebyśmy przestali się kiedyś popisywać przed sobą jak chłopcy, i zostali mężczyznami
wreszcie nauczyłem się pisać do Bociana i wysyłałem list za listem na poczcie. Zrobiła się z tego trudna sprawa. Nie umiałem przestać, gorzej wymyśliłem sobie, że rano wypatrzę tego bociana nad Bałtykiem. Łapałem nadmuchiwane koło i używałem się na plażę. Aż raz zagadałem się z latarnikiem i szukali mnie wszyscy. Znalazł mnie Jorg był bardzo blady i dał mi wtedy kapitańskie słowo honoru , ze już nie będę na świecie sam
i tak doczekałem się po kilku latach siostry. Bo jaki bocian sprzeciwiłby się staremu morskiemu szyprowi ?
Wspomnienia zacierają się, pamięta może jeszcze dokładnie moja mama, ale może najważniejsze, że w życiu najważniejsi są prości ludzi, którzy pomagają w potrzebie jak potrafią, a później tym uczynkiem pomagaj ą często samym sobie, żeby wierzyć, ze nadal warto
Listy do Magdaleny powstały w chwili choroby, ledwie poprawione pozostawiam nieomal spod pierwszego dotknięcia piórem, bo przecież gwiazdy patrzą na nas, i dla nich czasem też jesteśmy bohaterami
================================================================
Tyle poeta. Jeżeli widzisz, jeśli czujesz tyle co ja, spodziewaj się dalszych odsłon. Bo to jest POETA.
Mój przyjaciel z dawnych, netowych lat. Podzielisz się wrażeniami ? A.K.