KIEDY PYTAJĄ MNIE O DZIECIUKI.


niedziela 06/07/2014

Kiedy tak pytają, odpowiadam, jak na spowiedzi , ale i po uważaniu.     Dzieciuków u mnie  troje :  chłopaki dwa – 44 lata i 36 lat,  dziewuszka jeszcze mołodycia, jej  lat 23, studia kończywszy.

Starszy chłopak, dobry chłopiec , wykształcony ,że nie powiesz- wsiuk . Inżynier elektryk , no niepraktykujący. Biuro za to ma,  zajmujące się nadzorem. Jedzie po ludziach, i odbiera, co  porobione nowego po chałupach mają. Dobre jest z tego groszy , nie powiem.  Baby ma dwie : przeszłą i terażniejszą. Ta druga, całkiem dorzeczna i dobra jest, bo pierwsza – straszna ona pańcia była. Zawdy nos zadarłwszy , że bez kija nie podchodz. No i   Pan Bóg temu stadłu nie pobłogosławił ; dzieciuków oni nie mieli , dopiero teraz,  kiedy ta druga nastała , dziewczynki jest  dwie. Nie powiem – nu prosto aniołki takie.

Średni syn też w mieście, nauczycielem , pisze się doktorem przy nazwisku, ale jaki z niego doktór, jak  on ludzi nie leczy, a piniędzy ma, bo  w dwóch, może i więcej szkołach pracuje.  Ot, zaganiany on taki, że czasem tylko śpi, gdy nie pracuje. a gdy nie śpi i nie pracuje , to z nosem w kopmuterach siedzi , a czego on tam szuka, mnie nie wiedzieć, musi nie szczęścia,  albowiem babe fajną ma, że i nie grzech oko zawiesić !  Jedynak u niego ; nie dziwota, że tylko tyle, boć kiedy on ma czas na zamiarunek drugiego ?  Dobre jest u mnie chłopaki. Nie powiem.

Dziewczyna u mnie jak jedynaczka. Mołodycia jeszcze, pilnie ucząca się ; na studiach architektury zieleni. Kiedy ja pierwszy raz o tych studiach posłyszał i ze zdumiewania sie, wyjść nie potrafił, to mnie      i babe zaraz oświeciła :  - Mamo, tato , czasy jest takie, że ludzie niemożebnie bogacące sie są          Oni bogate, ale nie kumate ; domiszcza- wille postroili, a obejść i gumna  postroić nie potrafią, bo tylko  bogate są , wszystkie muszą mieć piękniej, czem sąsiad jeden, drugi.  I na tym ja pieniądz  robić  chcę, jak sobie wyrobię ,co ?      Aha,  renomę.  Będzie dochód – powiada  - ze snopizmu nowobogackich.  I  zrozumiał ja, i zrozumiała matka, że snopy  są po to , co by z nich dobrze żyć.  A ja swoje wiem : człek ze wsi wychodzi, ale nie zawsze każdemu słoma z butów nie wystająca. Przeważnie jednak tak. Co innego  dzieci moje !  Dobrze wychowane przez matkę ,a i ja sam nie wstydzący sie .

Mus dodać mnie  co o sobie : ja prosty mużyk jestem. Po ojcach            -  z oszmiańskiego powiatu. Gdy  przyszłi  sowiety  i ich porządki durniate , i ich papiery do  zapisania się , do nowej rodiny, to cała wioska poszła , w eszelon  posiadła, ze wszystkim, co kto miał ,            i na  ziemie odzyskane od  Szwabów przyszli my.  I zostali my.            A tamtejsze autochtony też . Zaliż mieli tatkowie po wielkiej wojnie ,   z Niemcami żyć jak  brat z bratem ? T o nie to było, co dziś. Uradzili ojce, co i jak, a UB pomogło. Wioska nasza jednorodna stawszy się     – nawet do dziś, chociaż co i rusz, jakieś nowe  gęby  pokazywują sie. Za – niby – daczami.   U mnie samego lat 66; już ja nigdy nie dokaże tego, co kiedyś. A jak młody był – dokazywał.  Szkoły omijał , ledwie podstawówke  skończył i rolnicze kursy , kwalifikowane , i zaraz         w armiu mnie  zabrali, a  w niej, ustatkował sie ja, żone swoją poznał    i ożenił  sie na nią, i te dobre dzieci miał. Co one dumą i chlubom są.

Żonka moja, mać   tych trojga. Po prawdzie,  czworo było ich, albowiem córczka u nas  bliżniacza była . Jedna  została sie, Bóg tak zamiarował. Ech, żal – po latach nawet –  boli serce moje  i dusza.        Z  kobietą tą przeżyli my wszystko dobre, wszystko złe. I to, że ja na stare lata pijanicą nie został – jej zasługa  jedyna. Bo po prawdzie , co  robić  na wiosce ? Była poczta, nie ma. Była knajpa, nie ma. Była kasa bankowa, poszła  w zapomnienie. Był dom kulturalny ; jakoś sam z siebie podupadł, gmina zamknęła , palić przestała. Na koniec kupił jego przyjezdny, ale jak  chciał zrobić tam  dom kurwów, to my nie dopuścili – no, baby nasze i teraz jest w nim dom dziecka. Niby             – rodzinny.  Ale jaki on rodzinny, kiedy dzieciska po wsiach okolicznych  latają , rozrabiają, kradną, milicja, tfu – policja co rusz  ich z grandy przywozi. Takie życie ,panie szanowny, taki los , takie straty z nowych porządków nastali nam.   Szkoła była, duża, klas osiem.  Poszła, k’jebini matieri.  Może i  to jaki kupi żyd z miasta ? Co robić na wiosce, pytam sie ja ?  Jest sklepy dwa, w nich mebli od  gorzałki uginające .   Tylko dwa razy w miesiąc do dziecisków, do miasta jechać nam , za dobrym słowem, poszanowaniem , wdzięcznością. No i bywa , jedziem.

Najstarszy  synek, już nas  wita rozpostartemi  rękami, na parkingu, przed apartamentowcem. Ja tylko co przejechali my przez szyldwacha i zaporę.

- Tatku – mówi syn – Tatku, tu nie stawiaj swojego autka. -

-  A  to czemu ? – pytam sie ja.

A  temu : popatrz tylko na okna.  Wielkie , panoramiczne , a za nim, jeden na drugim, gostek z kasą. I każden jeden tatkowi zabytkowego auta szczerze zadroszczący. Zaczną z kwater wychodzić, napraszać się : a sprzedaj, a potarguj.  Na mnie się odbije, a po co ? Schowaj staruszka jak najbliżej szczytu, niech zawistników oczu nie kłuje.           Posłuchał ja tylko raz dobrego synka ;  mądrej głowie dość dwie słowie, a dzieciuku –  spokój.

 Posiedzieli my z matką, herbatki wypili i już synowa nas na dół prosi.  Na obiad niedzielny, w restaurancie.

-  A na co to, poco  to,  na choleru takie wydatki – dziwili my sie.

- Tatku, my w  niedziele zawsze chodzim  do lokalu na obiad. Niech kobieta ma wolne od kuchni; dzień święty trza święcić. - 

No i zgodzili sie my,  bo to po bożemu i z szacunkiem dla starych.  Poszli, krok za krokiem , synu wiezie  za miasto ; pisze – zajazd. Dobrze, dla zajezdników. Zamykają nas w kanciapie ,  na  tyli kuchni.

- Synok, a czemu my tu ? -

-Tatku, a po co każden jeden khuy, albo rura, mają wam w zęby zaglądać , zawartość statków cenić ?

- No i zgodzili się my z dzieciukiem, że co  PRIVATE , to PRIVATE.      A kiedy pojedli, popili, krajobraza napatrzywszy sie, zaraz pojechali-wzięli, na ichnią daczę.  Leży ziemia 30 na 20 metrów i nic  nie robi. Chałupinka fikuśna na niej, dwie huśtawki kolebią się na wietrze, jakieś oczko z wodą , jakiś wysoki wieszak z dziurawym koszem i  zielony trawnik, bez jednego chwastu, bez  krzaka z owocem , bez jabłoni, czy wiśni. Bez niczego.

- Synku – prawie ja. – Tyla ziemi odłogiem leży i jeszcze do tego drogą wodę żeś dociurkał ? A ile by tu było mogło warzyw być, owoców rosnąć , a na zdrowie cebuli i czosnku ? -

- Tatku – on na to. – Jechałeś jako pasażer, oglądałeś okolicę tych działek. Widziałeś takie, o których myślisz ? -

- Nie – powiadam – Nie widziałem. Wszystkie na jedno kopyto, wszystkie, jak z szablona.

- A widzisz ! – uradował się najstarszy dzieciuk. – Bo to , co widzisz, jest skrojone na  miarę postępu i egalitaryzmu . Nic nikogo w oczy nie kole , jak w knajpie. -

Zgodzili my się ze słowami chłopaka, bo na sam chłopski rozum –          z racjami  dyskutować trudno ; trudno i na co komu. Przecież nam     z matką  nie ubywa, gdy podsyłamy co należy – z naszego  ogrodu, do ich malutkich piwniczek. Zdrowe i na naturalnym nawozie , nie na żadnym  gownie z fabryki.

              Córciu nasza, tyś oczkiem w głowie mamy i tatki ! Tak śliczna, taka ułożona, jakże  roztropna, oj !

Gdy tylko przed samym dyplomem  ( licencjatem, czy jakoś )  pojechali my do niej na nową w mieście kwaterę , otworzyła drzwi nam  dziewczynka z czerwoną czuprynką i  makijażem ostrym, jak  na filmach w dużym telewizorze.

- A ty kto ? – od progu naparła matka. - T o moja sublokatorka jest – powiedziało dziecko.                                                                                     – Dzięki właśnie niej, mniej musicie mi dokładać do wynajmu. –  No, jak nie gadać, że mądry dzieciuk ?   Rozsiedli my się w pokoiczku  jak dla lalek, a one już biegną, już ciastka z cukierni podają, już  kawę w dziwnym, metalowym , graniastym kubełku parzą  i  w tyciuńkich naparsteczkach podają .  a po tej kawusi – serducho jak młot. Pneumatyczny ! A matka nic, tylko za tą krasnopiórą oczami wodzi.         I tymi swoimi przenikliwościami, jak nie jedną, to drugą ściga. Niebawem – mruczeć zaczyna. Nie słyszę, ucha nadstawiam – coś burczy ,ale co ? Raptem  patrze  ja : matka na głowinie szukać zaczyna tej chusty, którą precz  wyp… już będzie ze 30 lat temu. Oooooooo ! Gdy nazad idziem, po schodach w dół, dociera do mnie żonina gadka  - Z tej mąki chleba nie będzie ! Ło Jezu, Jezu ! – W domu baba siedzi  niedzieli trzy na ganku, kolebiąc się w tył i przód. Nareszcie powiada do mnie :                                                                       – Stary, zaprzęgaj ! –                                                                                      Ide ja,  merasia-starowinkę z garażu  wyciągam.                                       – Do młodej ! – kmenderuji.                                                                              Siadamy w tym mikropokoiczku, a moja gada dzieciukowi tak :              -  Nazbierali my ze starym  trochę grosza na czarną godzine, no             – może nawet trochy dwie. Pomyślała ja, że nie po to  ty nam sie uczyła, co być niepraktycznym teoretykiem ( skąd ta gadka u starszej wożniej ze szkoły, której już nie ma ? ) , więc kupimy ci opodal nas  niewielką gospodareczkę, z arealikiem, iżbyś mogła swoje pomysły wykonywać poglądowo, naocznie i z zyskiem. Co ty na to, dzieciuku   A dziewucha jej tak :

– Dobra, czemu  nie ! Ale tylko z nią ! – i pokazuje  na krasnopióre.

 

Kiedy my znów o jeden dzień  skrócili wizytacje u córki, następnego  dnia po kościele, dopadam ja plebana i jemu powiadam tak :                                        - Księże proboszczu , na intencje ja chciawszy dać już !-                         – Na jaką intencję ?- pyta sie on                                                                   – Na intencje ,że w intencji samego Pana Boga – Jegomości.  Mógł On  doświadczyć nas dzieciukami : złodziejami, bandytami, oszustami, krwiopijcami, defrau-dantami , a nawet               – o zgrozo moja – członkami P O.  A dał , co miał. Niezapeszywszy.  Wiekuistemu niech będą dzięki.  

Jego  stworzenia to własne , jej Bohu , dzieciuki moje kochane !

 

 

 

 


Moje najnowsze wpisy

 

Dyptyk

poniedziałek 11/03/2019

  ZAPOWIEDŹ   To było jak sen. Widziałem wilków stado podchodzące pod sień. Wyjące co tchu na ten sam odwieczny temat. Przebudzony z porankiem rozejrzałem…


Poranek

niedziela 10/03/2019

Widzimisię widzi nam się postęp technologiczny niech ja skonam na - wieczną rzeczy wobec jej pamięci osobistą utratę. Zatem EHEU !* Nie ma   co ci…


Niechaj

piątek 08/03/2019

Niechaj odejdzie w niepamięć imię autora dzieła W załączeniu wypowie ten akord ostatni na pomieszanie bez reszty zmysłów gdy musi wybrać między złem a dobrem…


Przyjdzie

niedziela 03/03/2019

... omawiana  tragedia jak nic. Wytrzyma nie jedno,nie drugie,nie  trzecie wrażenie. Bo nie zna właściwego pojęcia - choćby raz, dwa, trzy i tak da capo. Ostatecznością…


Skąd mam

czwartek 28/02/2019

wiedzieć czym/kim doprawdy jestem, kim zdaję się być. Tu - daremna nauka w zbędnym obyczaju najbliższego jutra. Nie zmienisz złotooka nic zapewne. Za słowo trzymam…


Papieże z ciała i ducha

sobota 23/02/2019

Widziałem, jak Franciszek spoglądając głęboko polskiej ofierze chuci, ucałował go w dłoń. To ważki etap w zrozumieniu krzywd, dodatkowo zapisanych przez wielu hierarchów Kk. Zbyt…


Biografia / wyjątki /

wtorek 19/02/2019

BIOGRAFIA /wyjątki /           rozumiem że czekasz tylko śmierci jak wyzwolenia z męczarni żywota która i ciebie dopadła bez litości trudno…


Przystanek

niedziela 17/02/2019

Powstań,bohaterze niezliczonych powstań i padnięć. Tylko nie podniecaj się aż tak. Sobie  nie przeszkadzaj, może nawet i tego nie warto. Jesteś cichym herosem Czasu i…


Powolna...

czwartek 07/02/2019

Uprzejmie donoszę,że uległem  trzeciemu już udarowi ; rzecz miała miejsce 29 stycznia 2019 roku. Mam też " przyjemność" wspomnieć  o problemach naczyniowych, z których więcej…


To tylko słowa...

wtorek 29/01/2019

...ale jakże ważkie. Dziękuję  sporej gromadzie bliskich mi Osób, że mnie doceniła przez multum miłych przypadków, od czego serducho  mnie nad poziomy wzlata jak się…