z zakamarków nocy wybiegł czarny kot
zdziwiony swoją obecnością o 4.24
nieporuszone drzewa w majestacie zieleni tkwiły jedną nogą
w życiodajnych sokach matki
krzyk rybitwy płoszył szarość przestworza
purpurą rozbłysł wschodni horyzont myśli
zbiegłych od wczoraj do tu i teraz
w krótki stan obecności
w okamgnienie niemożliwe z prawdopodobnym
o konkretne i pewne wiodło spór