Nie kryję swojej irytacji faktem, jak wiele osób zabiera głos w sprawie współczesnej literatury a z tego nic nie wynika. Autorzy wypowiedzi często wymagają, by pozostawić stylistykę XIX i połowy XX wieku, a o czasach współczesnych mówić tak, jak one tego ządają. Oczywiście odwołuję się w tym wypadku do czytanych przeze mnie krótkich, dłuższych, bądź całkiem pokaźnych wypowiedzi w sieci. Przyznam, że zastanawia mnie obecna sytuacja czy to poezji, czy prozy; zmaganie się z ich materią do prostych nie należy. Skąd zatem ten ocean potencji w narodzie i, co więcej, przekonanie o tym, że każdy poetą bądź pisarzem być może?
Ale rzecz w końcu nie o tym (choć to problem interesujący), lecz zgoła inna sprawa staje przede mną. Otóż, jak wspomniałam wcześniej,to nurtujące wielu pytanie o język współczesnej literatury. Zagadnienie to stało się kluczowym problemem i pojawiło także w jednym z programów TV Kultura z dnia 27. stycznia br.,gdzie oprócz zasadniczego problemu, usłyszałam niebywały zarzut wobec poetów, że ich twórczość skoro nieczytana, to zbędna. Powodu upatrywać należy w tym, że nie porusza zagadnień egzystencjalnych człowieka. Czy to tylko demagogia, prowokacja? Robienie z igły wideł?? Postawiona została także teza, która wskazuje, że zainteresowanie twórców językiem to ograniczanie kręgu odbiorców, przez co ona (poezja) staje się hermetyczna.
Otóż z moich spostrzeżeń i w zasadzie pobieżnego wglądu w tendencje reorgnizującego się języka wynika, że literatura rezygnuje z literackiej konwencji języka na rzecz konwencji mówionej, czyli takiej, którą posługujemy się na co dzień. Sztywny acz piękny język minionych stu pięćdziesięciu lat (poczynając od wieku XIX) stał się pewnego rodzaju nieelastyczną, pełną schematów ramą, w której przestały mieścić się nasze czasy, współczesny człowiek wraz ze swoimi problemami. I tak jak wyzbywamy się czegoś, co przestało nam służyć, czegoś, co stało się nieużyteczne, podobnie dzieje się z językiem. Musimy zatem go przewietrzyć. Zresetować. Literatura czyni to czerpiąc z języka żywego. Czy język staje się reprintem, kopią mowy ulicy? Niekoniecznie. Ale na pewno jest jak ewangeliczna „woda żywa” i z powodu bezpieczeństwa, bycia rozumianą jej język staje się więźniem źródeł, bo „Nie widać sznura, którym (człowiek) jest przywiązany do studni, którym jak pępowiną przywiązany jest do trzewi ziemi. Jeśli pójdzie o jeden krok za daleko – umrze.”* Ten niewidoczny sznur jest jak nić prowadząca do sedna, do istoty i fenomenu „wody żywej”. Jej smaku, koloru, zapachu tego, co ma w nowym kształcie i nowym, mam nadzieję, pojemnym języku do powiedzenia twórca o współczesnych czasach i innym już człowieku niż ten sprzed 150 lat.
*Antoine de Saint-Exupery, Ziemia, planeta ludzi.
irena otolska